Prof. Jan Hartman o chaosie na RYNKU LEKÓW: Winni Tusk, Kopacz, Arłukowicz

2012-01-04 3:00

"Super Express": - Jakie świadectwo naszym politykom wystawia obecny kryzys na rynku leków?

"Super Express": - Jakie świadectwo naszym politykom wystawia obecny kryzys na rynku leków?

Prof. Jan Hartman: - Jak najgorsze. Ta sprawa pokazuje, jak źle działa polska legislacja. Nad ustawami pracuje się krótko i chaotycznie, a urzędnicy dopisują na chybcika różne rzeczy, tworząc niespójną całość. W tym przypadku zbiegło się to z sytuacją wyborczą, która sprawia, że ministrowie zostawili swe obowiązki i zajęli się kampanią. Po wyborach był okres bezkrólewia, a potem nauki resortu przez nowego ministra, który wprowadził ustawę w życie w ostatniej chwili. W efekcie mamy dziś klasyczny bubel prawny, za który nikt nie chce wziąć odpowiedzialności.

- Niestety, politycy wciąż traktują słowo "przepraszam" za przejaw słabości.

- A wina ich jest oczywista! Zostawili ustawę niedoprecyzowaną, bez konsensusu społecznego ani porozumienia z lekarzami. Rząd uparcie zmierzał w stronę obecnego konfliktu. Najgorsze jest to, że całe zamieszanie z receptami i lekami można było ze szczegółami przewidzieć. Mimo to rząd jak ćma do ognia pchał się w ten bałagan. Posłowie podnieśli rękę za ustawą, o której wiedzieli, że jest wadliwa i że trzeba będzie ją nowelizować. Chodziło o to, by mieć "odhaczoną" kolejną reformę, a potem niech się dzieje, co chce. To się nazywa arogancja władzy. Skazano nas na sytuację w pełni wcześniej przewidywalną.

- Kto skazał?

- Odpowiedzialni są minister Kopacz, minister Arłukowicz i premier Tusk. Arłukowicz na ostatniej konferencji prasowej nie tylko nie przyznał się do żadnego błędu. Udawał wręcz, że wszystko jest w porządku, a winą obarczył nieszczęsne firmy farmaceutyczne. Również Ewa Kopacz powinna się pokajać i powiedzieć: odeszłam z resortu, moje losy potoczyły się inaczej, więc straciłam kontrolę nad ustawą i zostawiłam ją rozgrzebaną, przepraszam.

- Z kolei premier grożąc karą "niegodnym" lekarzom, mówi tak, jakby musieli tu pracować za wszelką cenę, a Polska była jakimś rajem dla lekarzy.

- To prawda. Niepokojąco często sięga po retorykę ojca narodu, który gdy trzeba, walnie pięścią w stół i zaprowadzi porządek. Tymczasem niewiele wie o tych sprawach i dlatego ucieka w arogancję. Nie tylko nie kontroluje sytuacji, ale też sam najzwyczajniej nawalił. Przez blisko miesiąc nie mógł wybrać ministra zdrowia. W newralgicznym okresie, gdy trwały bardzo ważne negocjacje i tworzono listę leków refundowanych, ministerstwo było niewydajne, sparaliżowane.

- Dlaczego wybrańcy narodu tak ostentacyjnie okazują mu swoje lekceważenie?

- Z pragnienia sukcesu. Los setek tysięcy chorych okazał się mniej waż-ny od partyjnego interesu. Choć już sam niepokój tych pacjentów o dostęp do leków, ich krzywda psychologiczna jest wystarczającą tragedią, by reformatorską działalność Platformy zdyskredytować. Czy pani Kopacz mimo objęcia funkcji marszałka Sejmu nie mogła na wniosek premiera nadzorować rozpoczętych przez siebie reform przez kolejne tygodnie? A może była zmęczona i znudzona resortem? Zafundowali polskiej służbie zdrowia, która i tak jest w stanie permanentnej zapaści, dodatkowy kryzys. Nie z jakiejś obiektywnej potrzeby, ale dla zaspokojenia ambicji politycznych.

Prof. Jan Hartman

Filozof, bioetyk