Prof. Jan Hartman: Jestem kobieciarzem gadułą

2014-05-14 4:00

Zarabiam 12 tys. zł, ale nie jestem zamożny - mówi prof. Hartman

"Super Express": - Panie profesorze, ma pan brodę, która przypomina mi brodę Conchity Wurst. Napisał pan na Twitterze: "obietnica wyborcza - w razie zdobycia mandatu do europarlamentu zaproszę do Polski Conchitę Wurst. Po prostu zakochałem się :)".

Prof. Jan Hartman: - Pod warunkiem że facet zgodzi się przyjechać. Bardzo mi się to podobało, świetna zabawa, znakomicie naśladuje dziewczynę, świetna kreacja. Trzeba jednak podejść do tego z humorem, bez nabzdyczenia, tak jak kiedyś Eugeniusz Bodo śpiewał "Seksapil to nasza broń kobieca". I to się wszystkim podobało. Tak samo jak Conchita Wurst, którą tłumaczy się Muszelka Kiełbaska...

- Conchita bardziej się panu podobała niż nasze Słowianki? Jak ubijały to masło...

- Jako patriota głosowałbym za Słowiankami. Absolutnie nie zgadzam się, że Słowianki były seksistowskie. To są żarty, wolno żartować. W obydwu przypadkach jest gra z konwencją, trzeba mieć poczucie humoru. To nie jest wielka sztuka, ale jest fajne.

- Jak się komuś nie podoba Conchita Wurst i mówi, że to dziwadło?

- To jego prawo, może sobie tak mówić. Nie należy się jednak posuwać za pewne granice agresji i wyzywania.

- Inna sprawa. Pan jest Żydem - ma pan w związku z tym nieprzyjemności w Polsce?

- Głównie w Internecie. Setki, tysiące wpisów. Rzadko na żywo.

- Czyli anonimy?

- Tak, głównie anonimowi. Antysemici w Polsce wiedzą, że to jest coś złego i nie chcą nawet sami siebie tak nazywać. Dawniej zakładali Ligi Antysemickie itd.

- Pański pradziadek był rabinem?

- Moim praszczurem był Izaak Kramsztyk, wielki polski patriota, powstaniec styczniowy i pierwszy rabin głoszący kazania po polsku. Co nie podobało się wielu jego kolegom. Rodzina Kramsztyków była niezwykle patriotyczna, wielu profesorów, działaczy społecznych.

- Pana ojciec był ortodoksyjnym Żydem?

- Nie, no skąd! Ta rodzina przechrzciła się gdzieś na przełomie XIX i XX w.

- Czyli jest pan ochrzczony?

- Ja nie, bo mój ojciec był niewierzący, choć on był ochrzczony. Wychowałem się w zupełnie świeckiej atmosferze, ale w szacunku do wszystkich religii. Nie miałem awersji do religii jako takiej.

- Pan, człowiek z żydowskiej, niewierzącej rodziny, trafia na Katolicki Uniwersytet Lubelski. Dlaczego katolicki, skoro był pan niewierzący?

- Bo to była oaza wolności! Zdawałem egzamin, choć nie miałem chrztu i zaświadczenia od proboszcza...

- Nie nawracali pana?

- Nie, bo to był inny KUL, inne czasy.

- To były czasy, kiedy katolicy nie nawracali? Zawsze nawracają!

- Nie, gdyż w latach 80. była tam wolnościowa, liberalna atmosfera. Studiowali tam w tym samym czasie Kazia Szczuka czy Janusz Palikot.

- KUL, czyli największa wylęgarnia ateistów?

- Trochę wylęgarnia, a trochę przytulisko. Odnoszę się do KUL z ogromną wdzięcznością. Mam tam do dziś wielu jawnych bądź cichych przyjaciół. Choć niektórzy księża wstydzą się do mnie przyznawać.

- Wstydzą się pana?

- Niektórzy się wstydzą, ale mam wśród księży dość duże poparcie. To nie jest takie proste, że są dwa obozy - ateiści i wierzący

- i się zwalczają. Ja jestem skomplikowanym przypadkiem, bo kiedyś byłem konserwatywny...

- Nie lubił pan homoseksualistów, ale się pan nawrócił. Jak to było?

- Miałem jakieś takie uprzedzenia... Jeździ się na Zachód. Człowiek dojrzewa, mądrzeje i z różnych kompleksów się wyzwala. I mam nadzieję, że wszyscy Polacy kiedyś z tych upiornych kompleksów się wyzwolą.

- Oglądałem pana program w Polsacie. Padło pytanie od publiczności, że kandyduje pan dla pieniędzy. I pan odpowiedział: "Coś nie tak? Pani nie chciałaby zarabiać 30 tysięcy zł miesięcznie?". I to mi się podoba, bo pan jest chyba pierwszym kandydatem, który przyznał, że idzie pan tam dla pieniędzy.

- Nie do końca tak, powiedziałem, że idę z takich samych powodów co inni.

- Czyli z materialnych?

- Jeżeli ktoś się ubiega o jakieś wysokie stanowisko, to oprócz innych powodów, poza etosem, te stanowiska są intratne. Natomiast nie jest tak, że ja jestem bardziej pazerny na pieniądze niż inni.

- Jest pan równie pazerny?

- Nawet mniej, bo ja żyję głównie książkami. Ja niczego nie potrzebuję, moje potrzeby nie są duże.

- Jest pan profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego...

- Ale profesor to nie jest intratne stanowisko, to 5400 na rękę. Drugie tyle zarabiam jako publicysta, czasami jakiś odczyt. Jakieś 12 tys. miesięcznie, w trzyosobowej rodzinie, bo mam dorastającą córkę. I dla kogoś, kto zarabia 12 tys., skok na poziom 35-40 tys. zł europosła byłby duży.

- Dla większości Polaków 12 tys. miesięcznie to byłoby dużo.

- To prawda, ale nie należę do osób zamożnych. Nie mam własnego mieszkania, wynajmuję.

- Jest pan też bardzo znanym twitterowcem...

- No tak, mam najsilniejsze tweety w Polsce. "Tusku, zrób coś" to mój...

- To też pana: "Dziewczyna z tatuażem kręci mnie coraz bardziej, przejechałbym się z nią... pociągiem". To o kim?

- O wicepremier Bieńkowskiej. W związku z jej wypowiedzią o "takim klimacie"...

- Pan jest kobieciarzem?

- Bardziej gadułą kobieciarzem.

- Ale fajna jest pani Bieńkowska? Atrakcyjna?

- Jest piękna, a pozwoliłem sobie na taką filuterną wypowiedź, bo ona pozwoliła sobie na bardzo filuterną... Twitter, jak każde medium, ma swoje prawa.

- Niektórzy mówią, że pańskie tweety ocierają się o chamstwo.

- To jest konkurencja o przebicie się do mediów. To tylko żart.

- Pański tweet, który nie był chyba zabawny: "Wolałbym bzyknąć kozę niż posła Domaradzkiego".

- Poseł Domaradzki napisał,

że wolałby bzyknąć kozę niż

prof. Pawłowicz i zareagowałem na to, uznając, że to coś skandalicznego.

- Pan uznał, że poseł pańskiej partii zachował się skandalicznie.

- Tak. I zareagowałem chamskim, szorstkim zwrotem. Potrafię skrytykować także Janusza Palikota. I podoba mi się w tej partii właśnie to, że można, że ludzie, z którymi współpracuję, są autentyczni...

- No tak, autentyczności to nie można im odmówić...

- Tak, ale robią politykę nie dla pieniędzy, ale dlatego, że im się chce.

- Na koniec trochę brutalności. I tak się pan nie dostanie do europarlamentu, bo ma pan 4 proc.

- Niskie sondaże są wynikiem tego, że ludzie nie wiedzą jeszcze, że Kalisz, Kwiatkowski, Siwiec czy Hartman to nie SLD, ale komitet Europa Plus Twój Ruch. Rozpoznają twarze, ale to napędza głosy sondażowe Sojuszowi, a nie nam.

Wiadomości Se.pl na Facebooku

Czytaj: Sławomir Jastrzębowski: Żądam tolerancji dla mojego głębokiego niesmaku