Henryk Domański

i

Autor: mat. prasowe

Prof. Henryk Domański: Emigracja pokazała, gdzie jest zielona wyspa w Europie

2012-09-30 4:00

O emigracji decydują orientacje prorodzinne, których nie da się zrealizować w Polsce - uważa prof. Domański

"Super Express": - Z danych opublikowanych przez GUS wynika, że emigracja Polaków do krajów Unii Europejskiej wbrew oczekiwaniom nie kończy się, a wręcz się rozwija. W ubiegłym roku po raz pierwszy od 2007 liczba osób przebywających za granicą wzrosła. Targana kryzysem Europa nadal jest atrakcyjniejszym miejscem do życia niż Polska?

Prof. Henryk Domański: -Wydaje się, że wzrost emigracji to efekt upływającego czasu. Chodzi mianowicie o przeorientowanie się osób, które niespecjalnie wiążą z Polską nadzieje na ułożenie sobie życia, czyli zdobycie środków materialnych oraz osiągnięcie pozycji zawodowej odpowiadającej ich ambicjom. Coraz częściej można zaobserwować długofalowe strategie emigracyjne.

- Na czym one polegają?

- Do tej pory emigracja zarobkowa zakładała wyjazd za granicę głównie po to, żeby zdobyć pieniądze i wrócić, aby je w kraju zainwestować lub przeznaczyć na jakiś konkretny cel, choćby zakup mieszkania. Były to więc wyjazdy okresowe.

- Co charakteryzuje obecną emigrację?

- Teraz myśli się głównie o tym, żeby znaleźć bezpieczną przystań na długie lata dla siebie i rodziny. Ponieważ, jak widzimy, coraz częściej nie są to jednostkowe wyjazdy, ale wręcz migracje całych rodzin. Nakłada się to zresztą na sytuację w całej Europie, gdyż ci, którzy decydują się na wyjazd, zadają sobie pytanie, gdzie w obliczu przedłużającego się kryzysu opłaca się być dłużej - w Polsce czy za granicą.

- Atrakcyjność Polski przyblakła?

- Nawet jeśli sytuacja w naszym kraju nadal nie jest najgorsza, to biorąc pod uwagę możliwości zakładania rodzin, zagranica wydaje się atrakcyjniejsza. Ten przyrost emigracji, z którym mieliśmy do czynienia w ubiegłym roku, nie wynika więc z pogorszenia się sytuacji w naszym kraju.

- Emigranci po prostu nie dostrzegają znaczącej poprawy sytuacji?

- Nie odczuwają tej poprawy, a co więcej, wiedzą, że potrwa jeszcze jakiś czas, zanim będzie można ułożyć sobie życie w Polsce. Poza tym wydaje mi się, że te wszystkie teorie o zaniku rodziny i niechęci do posiadania dzieci wśród młodych ludzi, choć do pewnego stopnia słuszne, okazują się nie do końca trafione. Istnieje bowiem zauważalna chęć stabilizacji życiowej, którą posiadanie rodziny zapewnia, a o którą to stabilizację zdecydowanie łatwiej na Zachodzie.

- Wiele osób wskazuje, że o emigracji decydują głównie czynniki ekonomiczne, czyli po prostu wyższe płace. Jeśli jednak zwrócimy uwagę, że główne kierunki emigracji Polaków to Wlk. Brytania, Niemcy czy Norwegia, dostrzeżemy, że wybierają oni kraje, które mimo kryzysu nadal pielęgnują państwo socjalne.

- Państwo socjalne, które wspiera dzietność, zapewniając swoim mieszkańcom choćby żłobki czy dopłaty do dzieci. To rzeczywiście pokazuje, że o emigracji decydują orientacje prorodzinne, których nie da się zrealizować w Polsce.

- Dowodzą tego chyba dane na temat dzietności Polek. Dla tych mieszkających w kraju to średnio 1,4 dziecka, a dla tych, które mieszkają w Wielkiej Brytanii, to już 2,5.

- Zgadza się, tym bardziej że młodzi ludzie decydują się wyjeżdżać do krajów, które nie tylko są państwami socjalnymi, ale prowadzą aktywną politykę prenatalną, czyli na rzecz urodzeń. W Polsce takiego myślenia, a co dopiero polityki, brakuje.

- Jeśli spojrzymy na przeszkody, które młodzi napotykają w zakładaniu rodzin - brak stabilizacji pracy, trudności w dostępie do mieszkań oraz niedostateczna opieka nad dziećmi - to widać, że państwo samo prosi się o emigrację?

- Trochę tak jest. Tym bardziej że państwo nie dostrzega tej nowej orientacji młodych ludzi na zakładanie rodzin. Stąd emigracja nie dotyczy już jednostek.

- Emigrujące rodziny i coraz większa liczba osób przebywających za granicą dłużej niż rok oznacza, że tracimy tych ludzi już na zawsze?

- Na pewno część z tych ludzi wróci. Problem polega na tym, jak duży będzie to odsetek. Wydaje się jednak, że jeśli ktoś jedzie tam z zamysłem ustabilizowania życia, to nie po to, aby myśleć o powrocie do Polski. Mam wrażenie, że do masowych powrotów zmusiłoby te osoby jedynie dramatyczne pogorszenie sytuacji na zachodzie Europy, a na to raczej się nie zanosi. To jednak kraje dużo bogatsze i nawet jeśli przeżywają jakieś trudności, nadal są atrakcyjniejszym miejscem do wiązania z nimi swojej przyszłości.

- Kiedy Platforma Obywatelska dochodziła do władzy, szumnie zapowiadała działania na rzecz powrotów emigrantów na łono ojczyzny, czyniąc z tego jedno ze swoich sztandarowych haseł wyborczych. Nie było pomysłu, jak to zrobić, czy ten pomysł po prostu był zły?

- Moim zdaniem politykom zabrakło zwyczajnie myślenia strategicznego czy przyczynowego. Same hasła nie wystarczą. Musi być przecież jakiś powód, dla którego ludzie masowo decydują się na powrót, a takiego powodu nie udało się stworzyć. Aby ściągnąć ich z powrotem, trzeba by podjąć takie reformy, które zresztą Platforma obiecywała, dotyczące sfery stricte gospodarczej. To byłby przynajmniej efekt psychologiczny, zachęcający do powrotów.

- Hasło o "zielonej wyspie" i wskaźniki makroekonomiczne, którymi chwalił się rząd, nie były wystarczające?

- Rząd wyraźnie zaczął się wycofywać z hasła o "zielonej wyspie". Zresztą, jeśli ktoś spędził jakiś czas za granicą i porównuje tamtejszy standard życia z Polską, to porównanie wypada na niekorzyść naszego kraju. Taka osoba może empirycznie potwierdzić, gdzie tak naprawdę jest zielona wyspa. Emigracja to potwierdziła.

Prof. Henryk Domański

Socjolog, dyrektor IFiS PAN