Kamila Biedrzycka: Partia rządząca przyjęła senacką poprawkę o podwyżkach dla personelu medycznego walczących z COVID-19, po czym następnego dnia się z niej wycofała nowelizacją. Co pani na to?
prof. Maria Gańczak: Na te podwyżki bardzo czekano. Tak wynikało z moich rozmów z kolegami lekarzami, pielęgniarkami, ratownikami medycznymi. To są ludzie pracujący naprawdę na pierwszej linii frontu i uważam, że to jest krok w bardzo niewłaściwą stronę.
- Personel medyczny został oszukany?
- Trzeba by było porozmawiać z każdym z nich o tym jak się czuje. Ja mogę tylko powiedzieć, że jest to bardzo niekorzystne dla środowiska.
- Czy wg pani jako epidemiologa jest tak, że minister zdrowia podejmuje decyzje za późno lub części z nich nie podejmuje wcale?
- Oczywiście. My o tym mówimy już od – mniej więcej – lipca. Mówię o gronie naprawdę dobrych ekspertów – epidemiologów, specjalistów chorób zakaźnych, wirusologów, diagnostyków laboratoryjnych. Wszyscy mówiliśmy, że trzeba podjąć odpowiednie przygotowania do drugiej fali epidemii już latem. Po to, żeby później nie mieć do czynienia z dramatycznym wzrostem liczby zakażeń dzień po dniu.
- Czego konkretnie zabrakło?
- W zeszłym tygodniu odbył się Światowy Zjazd Zdrowia Publicznego. Tam podano cztery filary dobrego zarządzania epidemią: przygotowanie, strategia, dobre przywództwo i współpraca na szczeblu rząd-specjaliści-społeczeństwo. Który z tych filarów ma miejsce w Polsce? Odpowiedź jest prosta: nie mamy żadnego z tych filarów.
- To przerażająco, szczególnie biorąc pod uwagę statystyki zakażeń. Jesteśmy na skraju przepaści i nikt nie ma nad tym kontroli?
- Już od wielu dni mamy wzrost wykładniczy, tzn., że co 7-10 dni podwaja się dzienna liczba przypadków. I musimy pamiętać, że to co raportujemy jest wierzchołkiem góry lodowej. Oficjalnie potwierdzone zakażenia trzeba pomnożyć przez 9. Mamy więc dobowo ponad 100 tys. nowych zakażonych.
- Jak rysuje się scenariusz na najbliższe tygodnie?
- (…) mamy wielką liczbę zakażeń, będzie też w związku z tym rósł odsetek zgonów. Jeśli zasady kontroli zakażeń nie będą wprowadzone natychmiast i nie będą bardzo rygorystyczne, grozi nam nie tylko wykładniczy wzrost zakażeń, ale nawet czterokrotny w ciągu tygodnia. Wtedy rzeczywiście zabraknie nam łóżek w szpitalach, mimo prób stawiania ich na stadionach. Zabraknie personelu medycznego i karetek, które będą musiały przewieźć ciężko chorych. Ludzie będą umierać w domach (…) Francja, Niemcy szykują się do miesięcznego lockdownu. Nie ma żartów. Im szybciej i my się na to zdecydujemy, tym mniej będzie ludzkich strat. Epidemia to setki tysięcy zakażonych i tysiące tych, którzy umierają. Podczas wielkiej epidemii cholery w Anglii w XVIIIw. Na bramach cmentarzy wywieszano ogłoszenia: „jeśli umrzesz w najbliższych dniach, to musisz liczyć się z tym, że będziesz pochowany kilkaset kilometrów stąd, bo na naszym cmentarzu zabrakło już miejsc”.
- Jeśli nic się nie zmieni, to jest to scenariusz, który czeka Polskę?
- Już teraz niektóre szpitale przygotowują dodatkowe miejsca przechowywania zwłok. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeśli nastąpi dalsza eskalacja epidemii to oczywiście trzeba będzie o tym pomyśleć. O tym gdzie będziemy przechowywać zwłoki.