"Super Express": - Premier Ewa Kopacz i ministrowie przekonują, że pomoc dla Grecji nie będzie Polski nic kosztowała.
Prof. Elżbieta Mączyńska: - Będzie kosztowała, choć będą tego różne wymiary. Oczywiście będzie kosztowała. W takim podstawowym wymiarze, kiedy pogorszy się sytuacja ekonomiczna Grecji i będą problemy z eksportem i kontraktami. Gorsza sytuacja Grecji może się odbić na kursie franka i znów wróci problem frankowiczów. Polska może też zapłacić jako tzw. emerging market...
- Jako rynek wschodzący... Pamiętam, że oberwaliśmy już na początku kryzysu, a nawet za kryzys węgierski, choć miało się to nijak do Polski.
- Niestety, bywamy jako Polska wrzucani do jednego worka z krajami, które mają znacznie gorsze wyniki i sytuację. I niestety, tu możemy ponieść konsekwencje. Szczęściem w tej sytuacji jest to, że udział Grecji w naszym handlu zagranicznym jest dość niewielki.
- Czyli w sumie nie ma wielkiego problemu?
- Problem jest duży. Trzeba bowiem podkreślić, że propozycje Unii narzucone Grecji są i tak nie do zrealizowania. Je trzeba będzie złagodzić, nie będzie innego wyjścia. Do tego może dojść wzrost niepokojów społecznych po tym, gdy Grecję zmuszono do wyprzedaży różnych dóbr.
- Czyli na szczycie UE, po tych nocnych rozmowach, kiedy ogłoszono sukces, oznacza on tylko odwlekanie problemu w czasie?
- Tak, temat powróci. Powodem tego jest przełożenie greckiego długu na banki centralne, na Europejski Bank Centralny. I gdyby Grecja wyszła z euro, mogłoby to być początkiem jakiegoś łańcuszka... Integracja, także walutowa, ma swoje zalety, które są znane. Wyjście z euro mogłoby oznaczać niewiadomą.
- Straszy się, że nawet rozpad UE, ale Grecja to chyba za mało?
- Są obawy, że doprowadziłoby to w konsekwencji do dezintegracji UE, bo na Grecji mogłoby się nie skończyć. Stąd zdecydowano się odwlec sprawę. Ciekawa jest różnica między podejściem Międzynarodowego Funduszu Walutowego a Unii Europejskiej. MFW jest skłonny pomagać Grecji, Unia jest bardziej niechętna. Unia dba też o interesy lobby finansowego, które w wyraźny sposób wywiera na to wpływ. Niestety, to, co dzieje się wokół Grecji, to bardziej sprawa polityczna niż ekonomiczna.
- Przedstawiciele UE twierdzą, że jest inaczej. Mówią, że dług, że reformy...
- Niestety, to nieprawda. Zgadzam się z prof. Kołodką, który nazwał to, co się dzieje z Grecją ze strony UE, "afrykanizacją". Samo wejście Grecji do strefy euro było decyzją polityczną i wielkim nieporozumieniem. Ale ktoś - z Niemcami na czele - się na to zgodził. Teraz lepsze byłoby wyjście Grecji z euro i ustanowienie drachmy, co postulował choćby prof. Krugman. Jest też ta kwestia, że jeżeli Unia nie dojdzie do porozumienia z Grecją, to Grecja może się zwrócić o pomoc gdzie indziej.
- Do Rosji?
- Do Rosji, do Chin, do kilku innych krajów. I to tworzyłoby pewien problem polityczny dla UE.
- Pani podkreślała też wielokrotnie, że Grecy nie są jedynymi winnymi tego kryzysu.
- Propozycje rozwiązania sytuacji są niesymetryczne. Ktoś Grecji tych kredytów udzielał, a kredytodawca też powinien ponosić ryzyko. Długi trzeba spłacać, ale umowa kredytowa jest umową i ryzykiem dwóch stron. Jeżeli ktoś źle oszacuje zdolność kredytową, to powinien też za to zapłacić. A w przypadku Grecji przeszacowano to trzykrotnie, dochodząc do 180 proc. rocznego PKB! Może wina nie leży tu tylko po jednej ze stron? Choć ktoś, kto zaciąga kredyty, musi się nieco liczyć z tym, że decyduje ten, kto daje pieniądze.
Zobacz: Sławomir Neumann: Rozliczymy się z rządów Tuska i PO