"Super Express": - Wierzy pani jako ekonomistka w obietnice premiera dotyczące rocznych urlopów macierzyńskich oraz rozbudowę żłobków i przedszkoli?
Prof. Elżbieta Mączyńska: - Pan premier składał już kilka obietnic, których nie dotrzymywał. Można mieć zatem wątpliwości także i tu... Wątpliwości nie można jednak mieć co do tego, że sytuacja demograficzna wymaga działań. Ludzi ubywa, Polki nie chcą rodzić, choć w innych krajach rodzą ochoczo. Nie trzeba wielkiej mądrości, żeby zauważyć, jaka jest przyczyna. I mam nadzieję, że premier ma wreszcie tego świadomość.
- Kiedy o wydłużeniu urlopów czy przedszkolach mówiła opozycja, Platforma odpowiadała: a skąd wziąć na to pieniądze? Pieniądze przestały być problemem?
- To oczywiście kosztowne, ale w sytuacji zagrożenia demograficznego te koszty należy ponosić. Co więcej, to są koszty, które są opłacalnymi inwestycjami. W Polsce nie chciano do tej pory prowadzić "rachunku ciągnionego". Te koszty łączą się z tym, że dziecko przebywające dłużej z matką będzie zdrowsze psychicznie i fizycznie. Mniej wydamy na leczenie, opiekę.
- Urlopy macierzyńskie dotyczą kobiet na etatach. Coraz więcej młodych kobiet pracuje jednak na tzw. umowach śmieciowych. Co z nimi?
- Mam nadzieję, że płatność na urlopach macierzyńskich będzie dotyczyła zarówno pracujących na etatach, jak i tzw. umowach śmieciowych, bezrobotnych bądź prowadzących własne firmy. Matki powinny być równo traktowane.
- Pani zdaniem premier, mówiąc o urlopach, też myślał nie tylko o tych pracujących na etat?
- Nie wiem, gdyż brakowało szczegółów. Gdyby nie objął tymi urlopami wszystkich matek, to nie zostałby osiągnięty deklarowany cel tej zmiany. Celem jest przecież to, żeby rodziło się więcej dzieci. A nie uda się, jeżeli rząd uzna, że rodzić mają tylko kobiety na etatach... Ponadto doszłoby do kolejnego pogłębiania nierówności. Kobiety bez etatów, i tak pokrzywdzone, stałyby się jeszcze bardziej pokrzywdzone.
- Na łamach "Super Expressu" prof. Stanisław Gomułka stwierdził, żeby nie przywiązywać się do obietnic premiera odnośnie do urlopów, żłobków i przedszkoli, bo w planach wydatków finansów publicznych tego nie ma.
- To prawda, nie ma. Wystąpienie premiera miało zapewne na razie uspokoić wyborców w związku ze złymi sondażami Platformy. Wiem, że prof. Gomułka zawsze zwraca uwagę na powiązanie obietnic z planami w budżecie, ale problem jest głębszy. Nasi politycy nie planują, patrząc w przeszłość i przyszłość. Wydatki państwa powinni zaś dzielić na trzy grupy. Antyrozwojowe, które nie rodzą perspektyw i które można ciąć. Wydatki na utrzymanie państwa - te powinny rosnąć tylko wtedy, gdy jest wzrost i w tempie nieprzekraczającym wzrostu PKB. I trzecia grupa to wydatki prorozwojowe. Czyli właśnie takie, jak wspieranie rozrodczości dzieci, na infrastrukturę...
- Infrastrukturę akurat przycinano...
- Właśnie! A od tego wara politykom z ich nożyczkami i cięciami, bo to niebezpieczne. W innym razie mamy, jak to ujął prezes NBP prof. Belka, sytuację małpy z brzytwą. Najgorsze są jednak pomysły takie jak premiera Tuska: ot przytnijmy wszędzie równo po 10 proc. Pamięta pan to?
- Tak. Premier przepraszał za to, że nie wyszło.
- Bo nie miało prawa wyjść! Ministerstwa i urzędy nie są równe. Niektóre są przepracowane, a niektóre mają przerost zatrudnienia.
- Załóżmy, że premier Tusk pomyśli nie tylko o kobietach na etatach. Co powinno pójść za tym?
- Kwestie żłobków i przedszkoli.
- Co obiecał...
- Tak jak obiecywał w przeszłości, a tymczasem te nakłady na żłobki i przedszkola były zmniejszane!
- Dlaczego?
- Rząd przerzucał te koszty na samorządy, a te, zwłaszcza biedniejsze, nie były w stanie ich udźwignąć. To ogromny problem, który tworzy kolejne. W ten sposób różnicuje się już na wstępie dzieci na te z bogatszych terenów i z biedniejszych. Już na etapie żłobka. Tyle że na żłobkach i przedszkolach nie można poprzestać.
- Co dalej?
- Profilaktyka. Jej brak to też kolejne koszta w przyszłości. Zafundowaliśmy sobie do szkół ochroniarzy, a nie ma pielęgniarek. Pojawiły się nie tylko narkotyki, ale nawet, w XXI wieku, mamy w Warszawie gruźlicę! To wszystko musi tworzyć system. Tymczasem my, mówiąc o żłobkach i przedszkolach, tniemy wydatki na szkoły. Te wypowiedzi o nicnierobiących nauczycielach są oburzające. Przecież to często jedyny ośrodek jakiejś wiedzy, a często Internetu w najmniejszych gminach. Do tego likwidujemy linie kolejowe i połączenia PKS, tworząc coraz bardziej wykluczone enklawy. To najprostsze, by nie powiedzieć prostackie pociągnięcia.
- Rząd nie myśli o takim całościowym systemie?
- Nie, i to mnie niepokoi. Te obietnice, nawet sensowne, cechuje wybiórczość działania. Nie ma wieloletniego programu. Premier Tusk sam nawet podkreślił, że on nie jest od "wielkich wizji". Muszę powiedzieć, że to duże, negatywne zaskoczenie. Kto zatem ma być od takich wizji? Ta wizja nie stworzy się sama. Politycy nie są od tego, by myśleć w kategoriach terroru wyborczego na 3-4 lata.
- Premier mógłby na to odpowiedzieć, że w tych niepewnych czasach trudno coś przewidywać...
- Mogę zrozumieć niewiarę premiera we wszelkie prognozy. Nie znaczy to jednak, że nie powinien ich mieć. Nie brak ekonomistów i innych ekspertów, którzy twierdzą, że sytuacja demograficzna grozi nam zapaścią, katastrofą ludnościową. Ubywa nas, jest już poniżej 37 milionów. Skutki gospodarcze będą dramatyczne. Ktoś powie, że na świecie jest wielu ludzi chętnych do emigracji. Tyle że nie widzę w Polsce jakiejkolwiek przemyślanej polityki migracyjnej. Polska nie prowadzi nawet polityki ściągania tak deficytowych ekspertów, jak pediatrzy czy okuliści. Co więcej, nie ma nawet polityki kontaktu z całą diasporą polskich emigrantów rozrzuconych po Europie. Wszystko jest na krótki dystans.
Prof. Elżbieta Mączyńska
Ekonomistka SGH, prezes PTE