"Super Express": - Po co minister Sikorski wygłosił przemówienie w Berlinie?
Prof. Dariusz Rosati: - Unia jest w kryzysie politycznym i gospodarczym. Sprawujemy prezydencję i mamy prawo wyrażać swoją opinię na ten temat. Powinniśmy jeszcze głośniej napominać członków strefy euro, żeby doprowadzili się do porządku. Bo stawką jest dobro wspólne. Nasze gospodarki są bardzo ściśle powiązane.
- Minister mówił w imieniu całej Unii. A ile miejsca poświęcił Polsce?
- Polska jako kraj sprawujący prezydencję powinna mieć na uwadze interes ogólnoeuropejski. Ale oczywiście w tym przemówieniu było wiele nawiązań do polskiego interesu narodowego. Minister ma rację w tym, że rozpad strefy euro byłby katastrofą dla Polski. Lokujemy tam 55 proc. naszego eksportu i stamtąd przychodzą do nas inwestycje zagraniczne. Co więcej, to głównie strefa euro finansuje budżet unijny, z którego bierzemy najwięcej pieniędzy. Kryzys euro oznaczałby kilkuletnią recesję w Polsce i wzrost bezrobocia. Jest więc rzeczą naturalną, że rząd chce tego uniknąć. Nie jesteśmy w strefie euro, więc możemy tylko ostrzegać i napominać.
- A gdyby w miejsce strefy euro wróciła strefa wolnego handlu, tak jak przed 1999 rokiem?
- Tego - nie ukrywam, że gorszego scenariusza - nie da się wykluczyć. Wspólna waluta przynosi określone korzyści. Po pierwsze, usuwa koszty transakcyjne, więc nikt nie musi płacić za wymianę walut ani za zabezpieczenie przed ryzykiem kursowym. Po drugie, obniża ona koszt kapitału. Dzięki temu w słabiej rozwiniętych krajach UE rosły inwestycje. Ale rozpad strefy euro oznacza też potężny kryzys sektora bankowego. Obligacje krajów zadłużonych tracą na wartości i banki trzymające te obligacje stają na granicy upadku. Gdy banki ponoszą straty, to nie udzielają kredytów, a jak nie ma kredytów, to gospodarka staje.
- Minister Sikorski, wzywając do dalszej integracji w strefie euro, trafnie diagnozuje chorobę?
- Tak. Dynamika wydarzeń jest tak wielka, że jeśli kraje strefy euro nie podejmą decyzji, które by je bardziej integrowały, to dojdzie do kryzysu. Najpierw padnie - wtedy już formalnie - Grecja, potem pewnie panika rynkowa podetnie Włochy i na nich się nie skończy. Trzeba stworzyć system, który temu zapobiegnie. Wystąpienie Sikorskiego to potrzebny krok na tej drodze.
- Czy jednak nie akcentuje zanadto roli Niemiec? Wpada w desperacki ton, mówiąc, że nie obawia się potęgi Niemiec, lecz ich bezczynności. A od czego jest Europejski Bank Centralny?
- EBC nie może ustabilizować sytuacji właśnie z powodu sprzeciwu Niemiec. Dlatego Sikorski stanowczo apeluje do nich, by przestali blokować i zaangażowali się w ratowanie eurolandu. Dlatego też wybrał Berlin, bo bez jego pomocy kryzysu nie da się pokonać. Czy to się komuś podoba, czy nie. Niemiecka gospodarka jest największa i najsilniejsza, a rynki finansowe mają zaufanie przede wszystkim do Niemiec. Dążą one tylko do zysku i unikania ryzyka. Nie chodzi tu więc o hegemonistyczną politykę Berlina.
Prof. Dariusz Rosati
Poseł PO, były minister spraw zagranicznych