Prof. Dariusz Filar: Sytuacja może budzić trwogę

2011-08-31 3:55

Zapowiedzi kolejnej fali kryzysu ocenia ekonomista prof. Dariusz Filar.

"Super Express": - Szefowa MFW Christine Lagarde i prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet kreślą czarne scenariusze dla światowej gospodarki. Nowa fala kryzysu jest już przesądzona?

Prof. Dariusz Filar: - Problem na pewno istnieje. Kiedy gospodarka światowa przeszła przez kryzys w 2008 roku i jednocześnie nałożyła się na niego recesja, zastosowano klasyczne narzędzia pobudzania gospodarki. Rządy posługiwały się nimi przynajmniej od II wojny światowej. Państwa zaczęły się coraz bardziej zadłużać, żeby wygenerować rządowy popyt finansowy i pobudzić gospodarkę.

- I w pewnym momencie okazało się, że te narzędzia przestały działać.

- Tak. Poziom długu osiągnął tak wielkie rozmiary, że jego ciężar znosił efekty tego dodatkowego zapożyczania się i generowania wydatków przez państwo. W rezultacie mamy bardzo słabą fazę wzrostu. Po recesji i osiągnięciu dna koniunkturalnego powinno nastąpić ożywienie i ekspansja. Niby są, ale są niezwykle słabe. Mamy w Europie i USA rachityczny wzrost w granicach 1 proc. To znacznie poniżej tego, co obserwowano przy wychodzeniu z poprzednich załamań gospodarki.

- To jeszcze nie taka tragedia...

- Pojawią się jednak inne niebezpieczeństwa. Ponieważ wpompowano w gospodarkę ogromne ilości środków za pośrednictwem banków centralnych - FED i EBC - grozi nam w 2012 roku wzrost inflacji. Czyli mamy groźbę niskiego wzrostu i wysokiej inflacji. Ale nie dramatyzowałbym. Nie widzę w dzisiejszych uwarunkowaniach ekonomicznych groźby bardzo głębokiego spadku.

- Dlaczego więc ludzie na stanowiskach, jak Trichet i Lagarde, uderzają w tak alarmistyczny ton?

- Z jednej strony sytuacja rzeczywiście może budzić trwogę, ale jest to też wyraz politycznej asekuracji. Ci ludzie pełnią stanowiska na styku polityki i gospodarki. Wolą więc prezentować obraz nawet nieco przyczerniony, a nie uspokajać i mówić, że jest dobrze.

- Czym się różni druga fala kryzysu od tego, który nawiedził Zachód w 2008 roku?

- Pod koniec roku 2009 mówiłem, że kryzys finansowy ma zdolność przepoczwarzania się. Najpierw uderzył w banki inwestycyjne, które następnie uratowały rządy. Wtedy kryzys przeniósł się na finanse samych państw, a teraz na tzw. sferę realną - finanse wielkich przedsiębiorstw, które zaczynają mieć kłopoty ze zdobyciem środków na bieżącą działalność.

- Można temu w jakiś sposób zaradzić?

- Obawiam się, że znaleźliśmy się w punkcie przełomowym. Cała ta filozofia oparta na przekonaniu, że można pobudzać gospodarkę ze środków dalszego zadłużania się, dotarła do swego kresu. Trzeba wrócić do twardych podstaw gospodarki kapitalistycznej. Ceną, jaką za to zapłacimy, będą długie lata niskiego wzrostu i stagnacji, a nawet obniżenia w dochodach społeczeństw.

- Czeka nas powrót do korzeni kapitalizmu?

- Dokładnie. Dotąd wolnego rynku było za mało, a za dużo interwencji państwa. Polityka łatwego pieniądza to nie był wytwór rynku, lecz państw, do których wolny rynek musiał się dostosować. Teraz wygrywać będą ci, co produkują najlepiej. Mają najbardziej innowacyjne, najlepsze pomysły. Czeka nas powrót do sfery realnej gospodarki. A nie tej finansowej - jak to było w ostatnich dziesięcioleciach.

- W jaki sposób odbije się to na Polsce?

- Wzrost gospodarczy w Polsce spełnia postulat trzymania się sfery realnej. Napędza go konsumpcja indywidualna. Po dziesięcioleciach komunistycznego postu Polacy po prostu wciąż odbudowują swój stan posiadania. Było u nas sporo inwestycji skierowanych na realną produkcję. I w tym wymiarze cały czas się bronimy. Z drugiej strony mamy konstytucyjny limit długu. Dlatego polski dług jest relatywnie niższy od średniej europejskiej. A to pozwala w miarę stabilnie go obsługiwać i stabilizować rentowność polskich obligacji. Nie jesteśmy ponad miarę drenowani przez wierzycieli.

- Panie profesorze, niech pan nas tak nie rozpuszcza tą wizją Polski jako zielonej wyspy, bo spoczniemy na laurach!

- Nie mam zamiaru! Mamy wiele do zrobienia. Konieczne jest dalsze poprawianie warunków prowadzenia biznesu w Polsce. Ułatwienia w zakładaniu firm, stworzenie klarowności przepisów i reguł podatkowych. Słowem, pozwolenie przedsiębiorcom na swobodne działanie. Musimy uporządkować nasze finanse publiczne. Poruszanie się na granicy dopuszczalnych limitów, a to robimy, może być tolerowane tylko w najtrudniejszych latach kryzysowych, ale nie na dłuższą metę.

Prof. Dariusz Filar

Ekonomista, członek RPP w latach 2004-10