"Super Express": - Rząd zaczął swoje urzędowanie od serii podwyżek. Ta kadencja minie pod ich znakiem?
Prof. Dariusz Filar: - Najprawdopodobniej tak. Jak wiadomo, zła sytuacja gospodarcza Europy jest wynikiem niezrównoważenia finansów publicznych. Jeżeli my chcemy być w sytuacji lepszej, a nie podążać drogą Grecji, Hiszpanii czy Węgier, musimy nasze finanse ustabilizować.
- Pewien plan stabilizacyjny premier przedstawił w swoim exposé. Wyczerpało ono temat cięć i obciążeń, których powinniśmy się spodziewać?
- W exposé premier zasygnalizował polityczny zwrot w stronę zaciskania pasa. Natomiast, jak mocne ono będzie, to zależy od sytuacji. Jeżeli kryzys w Europie będzie się pogłębiał, to i u nas będziemy obserwować bardziej radykalne cięcia.
- Bardziej radykalne cięcia, czyli co?
- Premier zapowiedział już, że są one ustawione w taki sposób, że nie tyle dodatkowo obciążają gospodarstwa domowe, co raczej gospodarstwom domowym czegoś nie dają. Jest to więc unikanie niepotrzebnego rozdawnictwa. Natomiast obciążeni zostali np. pracodawcy, ponieważ to po ich stronie składka rentowa wróciła do poziomu z 2007 roku.
- Pracownicy mogą czuć się w tej kwestii bezpiecznie?
- Niestety, nie można wykluczyć, że w dłuższej perspektywie może dojść do podniesienia składki także po stronie pracobiorców. To rzeczywiście byłoby nałożenie na nich dodatkowego ciężaru.
- Co jeszcze zostanie użyte w walce o niższy deficyt budżetowy, a czego mogą obawiać się zwykli Polacy?
- Są jeszcze różnego rodzaju świadczenia, które w dużej skali na razie nie zostały ruszone. Tu najważniejsza jest kwestia zastanowienia się nad racjonalniejszym wydawaniem tych pieniędzy i kierowaniem ich tam, gdzie są naprawdę potrzebne, i zatrzymaniem tych świadczeń, które zniechęcają do podjęcia pracy. To wielkie wyzwanie dla nowego ministra pracy i polityki społecznej. Jednak takie zmiany wymagałyby znacznego przebudowania systemu i nie mogą być wprowadzone na zasadzie "tu utnę, tam przytnę".
- Zwiększenie podatku VAT też mogłoby zaboleć nas wszystkich. Jest ono możliwe?
- Oczywiście, były już sygnały ze strony rządu, że w wypadku czarnego scenariusza też trzeba się z tym liczyć.
- Michał Boni mówił swego czasu, że jest możliwe, aby stawkę VAT zwiększyć nawet do 25 proc.
- To najwyższa stawka dopuszczona przez prawo unijne. Wiele krajów UE jest już na tej maksymalnej stawce, a my wciąż nie.
- Ewentualne podwyższenie stawki VAT do poziomu 25 proc. nie wpłynie negatywnie na rozwój polskiej gospodarki?
- To na pewno w jakimiś stopniu spowolniłoby dynamikę popytu wewnętrznego, co zawsze należy brać pod uwagę. Póki co rząd działa w taki sposób, żeby naprawiać finanse, nie psując nadmiernie krajowego popytu. To zawsze kwestia trudnego wyboru, co jest ważniejsze - utrzymanie podwyższonego wzrostu czy podtrzymanie równowagi finansowej. Wydaje się, że w takiej sytuacji, jak dzisiejsza, taka równowaga jest absolutnym priorytetem.
- Czyli możemy się spodziewać działań, które zachwieją wzrostem?
- Musimy się z tym liczyć.
- W ramach obciążeń mówi się też o podatku katastralnym, czyli opodatkowaniu nieruchomości zgodnie z ich wartością, a nie powierzchnią. To też nam grozi?
- Nie ukrywam, że jestem jego zwolennikiem. Jest to podatek obowiązujący w większości krajów świata, który w jakimś sensie działa przeciwko nadmiernym nierównościom społecznym, bo uderza przede wszystkim w nieruchomości najdroższe. Jak na razie premier, bezpośrednio zapytany po dyskusji nad exposé o ten podatek, powiedział, że jego rząd nie zamierza go wprowadzać.
- Gdyby jednak premier zmienił zdanie - czy ci, którzy mieszkają w blokach, a to większość Polaków, mogę się obawiać wzrostu wydatków?
- Nie sądzę, żeby wprowadzenie podatku katastralnego miało znacząco uderzyć w mieszkańców bloków, nawet jeśli mieszkają w mieszkaniu własnościowym.
- Wszystkie te przesunięcia, obciążenia i cięcia zostaną uruchomione w wypadku gwałtownej zmiany na gorsze. Jak wyglądałby taki czarny scenariusz?
- Myślę, że tak jak zarysował go minister Rostowski w najczarniejszym wariancie budżetu, który zakłada, że Polska wchodzi w fazę spadku. Zawsze przypominam, że przy poprzednich europejskich recesjach z 2001 i 2008 roku nasza gospodarka była jednak na plusie. Nie doświadczyliśmy na razie znaczących spadków, ale najgorszy scenariusz niestety tak wygląda. Choć osobiście w niego nie wierzę.
- Oprócz wariantów budżetu Jacka Rostowskiego są jeszcze jakieś plany awaryjne na wypadek recesji?
- Nie, założenia ministra Rostowskiego są absolutnie wystarczające.
- W swoim exposé premier Tusk wiele mówił o potrzebnych zmianach, ale okazało się, że rząd, co potwierdza rzecznik Ministerstwa Finansów, nie ma na razie projektów ustaw, które wcielałyby te postulaty w życie. Nie jest to dziwne?
- To jest normalny proces. Premier wygłaszając swoje exposé, przedstawia pewną kierunkową koncepcję. Dopiero potem odpowiednie resorty muszą usiąść i przełożyć to na język ustaw.
- Pytam, bo może niepokoić fakt, że rząd, którzy sprawował władzę przez cztery lata, nie ma gotowych pomysłów, które wystarczy przeprowadzić przez proces legislacyjny. Tak powstaje wrażenie, że rząd działa na bieżąco, mocno przy tym improwizując.
- Może i tak byłoby lepiej, ale proszę pamiętać, że jednak w chwili obecnej następuje dość istotne przewartościowanie oceny sytuacji. Działanie rządu do wyborów było taktyczne, polegało na bieżącym unikaniu zagrożeń i dostosowywaniu się do sytuacji. Natomiast w tej chwili przemówienie premiera dokonało zwrotu o charakterze strategicznym i teraz należy do tego dobrać narzędzia.
- Rozumiem jednak, że pośpiech w poruszonych przez premiera sprawach jest potrzebny...
- Wydaje mi się, że to kwestia najbliższych miesięcy, kiedy zaczną one być wcielane w życie. Tak jak mówią agencje ratingowe, że chciałyby się przyjrzeć Polsce pod koniec pierwszego kwartału 2012 roku, wyznacza to czas, jaki rząd ma na wykonanie najpilniejszej pracy.
Prof. Dariusz Filar
Członek Rady Gospodarczej przy premierze