- Polska jako kraj peryferyjny i jako taki na umowach o wolnym handlu może raczej stracić.
- Wcale nie jest tak, że kraje peryferyjne tracą, a bogatsze zarabiają. Przecież na skutek globalizacji nastąpiło przesunięcie w kierunku tych państw, które mają dość wysoki poziom zaawansowania technicznego, a dużo niższe koszty pracy. Przecież to włoscy i niemieccy robotnicy płakali, że tracą miejsca pracy na korzyść Polaków. Wcale nie jest więc tak, że nasz kraj musi stracić. Tym bardziej, że powinniśmy zacieśniać współpracę transatlantycką na poziomie gospodarczym, a co za tym idzie politycznym.
- Nie jest tak, jak mówią przeciwnicy CETA, że ta umowa pozwoli wielkim korporacjom z Kanady zdominować polską gospodarkę i uniemożliwi rozwój rodzimym firmom?
- Coś za coś. Możemy czekać, aż powstanie polska globalna marka, ale może się to nie wydarzyć za naszego życia. Dziś jesteśmy liderem w produkcji sprzętu AGD, części samochodowych czy mebli. Oczywiście zdecydowana większość tych produktów powstaje w fabrykach z udziałem kapitału zagranicznego. Wolelibyśmy, żeby to wszystko było produkowane w Polsce czy raczej chcemy czekać, aż będziemy produkować własne samochody, które będą mogły konkurować z takimi globalnymi markami jak Volkswagen.
- Swego czasu Koreańczycy z południa coś takiego zrobili.
Koreańczycy czy Chińczycy mają jednak to do siebie, że nawet na niższym poziomie dochodów niż obecne w Polsce mieli ogromną skłonność do oszczędzania. Jeśli Polacy mieliby taką skłonność, by oszczędzać i inwestować, to moglibyśmy się obyć bez kapitału zagranicznego. Mamy jednak niewielką skłonność do oszczędzania kosztem bieżącej konsumpcji. Albo więc dostosujemy tempo rozwoju do poziomu oszczędności, albo rozwijamy się szybciej, korzystając z napływu inwestycji zagranicznych. Pamiętajmy też o jeszcze jednym.
- O czym?
- Europejskie korporacje, obecne także w Polsce, na pewno będą chronić wspólny europejski rynek przed niekorzystnymi zapisami CETA. Miejmy też zaufanie do europejskich instytucji, które w naszym imieniu prowadzą negocjacje w tego typu umowach.
- Interes korporacji nie jest jednak tożsamy z interesem państw. Przeciwnicy CETA podkreślają, że jej zapisy, zwłaszcza o arbitrażu między państwami a korporacjami, to zagrożenie dla suwerenności gospodarczej i politycznej. Podziela pan te obawy?
- Każdy układ tego typu jest zrzeczeniem się części suwerenności na rzecz obszaru integracyjnego. Rezygnujmy z takiej części suwerenności narodowej, albo szerzej - europejskiej, na rzecz podmiotów trzecich, która nam się opłaca. Daje nam to po prostu większe korzyści. Brońmy tej części suwerenności, której utrata groziłaby naszym interesom gospodarczym i politycznym. Jako ekonomista wiem, że większość problemów, których doświadczyły w ostatnich latach państwa europejskiego południa, wynikała z tego, że nie potrafiły korzystać z tych suwerennych praw, których nie cedowali wyżej - choćby w zakresie długu publicznego czy regulowania sektora bankowego. Dlatego większej integracji naprawdę nie należy się obawiać.
Zobacz: Piotr Kuczyński: Podwyżki podatków nie zaszkodzą klasie średniej