"Super Express": - Dlaczego minister Rostowski pomylił się w szacunkach aż o 24 miliardy złotych?
Prof. Bogusław Grabowski: - Większości państw z Unii Europejskiej wydawało się, że ich gospodarki ożywią się w drugiej połowie roku. Te zapowiedzi nasz rząd musiał brać pod uwagę przy konstruowaniu budżetu rok temu. I drugi rok te prognozy w Europie, Banku Światowym, MFW czy Komisji Europejskiej okazały się błędne. Do tego inflacja, spadała nieporównywalnie szybciej niż się to komukolwiek wydawało. Dziś mamy najniższą inflację w całej UE! I wreszcie odporność na spowolnienie polskiego eksportu, który nie jest obciążony VAT. W zakresie tempa wzrostu nominalnego (realnego i inflacji) w połączeniu z dużym udziałem eksportu netto - takiej zmiany dosłownie nikt z ekonomistów nie przewidywał.
- Premier Tusk i minister Rostowski podkreślają jednak od kilku lat, jak oszczędnościową politykę prowadzą. I nagle dziura budżetowa będzie największa w dziejach III RP! Ponad 51 miliardów zł...
- Decyzje rządu zostały na razie dobrze przyjęte przez rynki, a więc konkretnie - kursy walutowe i stopy procentowe. Prawdziwą reakcję będzie widać w ciągu pół roku bądź roku, ale jestem spokojny. Oni muszą widzieć u władzy ekipę, która kieruje się zdrowym rozsądkiem i realiami ekonomicznymi. Co do zawieszenia reguły 50 proc. długu w relacji do PKB, to ta reguła była źle napisana. Reguła 55 proc. też zresztą jest źle napisana.
- Ekonomiści podkreślają, że rząd zmienia jakieś założenia, bo uznaje je za niewygodne. I za chwilę zmieni kolejne, jeżeli będzie mu tak wygodnie.
- Znaczna część tych ekonomistów spotkała się w swojej rodzinie czy u znajomych ze ślubowaniem przed ołtarzem wierności i miłości małżeńskiej aż do śmierci, ale na pewno słyszała też o rozwodach. Ktoś przysięgał coś szczupłej miłej kobiecie, a po kilku latach zamieniła się ona w roztytą, wredną i zdradzającą mnie babę, to ma nie reagować? Sytuacja się zmieniła...
- Następna kobieta, czyli w tym przypadku wyborca oraz rynki finansowe, mogą patrzeć na kolejną przysięgę z dystansem
- To jest demokracja. Trzeba przyjąć takie rygory, które nie mogą być zmieniane zbyt łatwo, ale żadna władza polityczna nie zagwarantuje, że jej zapisy będą wieczne. Kiedy rozsądek i logika wskazują, że coś trzeba zmienić, to upieranie się przy jakimś zapisie jest po prostu głupotą. Limity długu w USA zmieniane są co chwilę...
- To po co ci sami politycy, którzy dziś je zmieniają, kiedyś się na te zapisy zgodzili?
- Te reguły miały być straszakiem. Bronią nuklearną, która nie będzie użyta, bo wszyscy się tego użycia boją.
- I okazało się, że nikt z polityków się jej nie boi, bo po prostu ją się zmieni.
- Ale przyjęto, że jest sygnał alarmowy i jest reakcja. Wszędzie na świecie takie reguły się weryfikuje. Kiedy gospodarka prawie szoruje po dnie, tempo wzrostu ratuje eksport, dynamika funduszu płac i konsumpcji jest żadna, to przestrzeganie reguły, którą zawieszono, jest nierealne. Reguła ostrożnościowa 50 proc. długu do PKB oznaczałaby naciśnięcie hamulca kosztującego naszą gospodarkę jakieś 1,5 proc. PKB. Przy naszym tempie rozwoju jakiegoś 0,5 proc. byłoby to absurdalne. Te zapisy nie były zbyt inteligentne.
- To ostatnia nowelizacja? Pojawiają się zarzuty kreatywnej księgowości Rostowskiego, ukrywania gorszej sytuacji niż jest realnie, w związku choćby z pożyczkami dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych...
- Każdy minister finansów uprawia tzw. kreatywną księgowość. W tym także ci ministrowie, którzy dziś stoją w pierwszym szeregu krytyków ministra Rostowskiego. Pytanie, czy uciekamy się do trików po to, by zgodnie z wiedzą ekonomiczną przełamywać bariery, poprawiając sytuację gospodarczą, czy dbać o swoje głosy i popularność. Czy minister Rostowski dba o tę popularność? Jest krytykowany za optymistyczny budżet, za nowelizację, za to, co robi z FUS. Mąż stanu nie patrzy na to, jak jest odbierany przez przeciętnego odbiorcę.
- Minister Rostowski dba o popularność rządu przez to, że podkreśla, że winni są ci inni. Mówi, że winna jest Rada Polityki Pieniężnej i czynniki zewnętrzne, jak jest problem. Często winni są "poprzednicy". Ale jak była lepsza sytuacja, to prezentował się z premierem Tuskiem na tle słynnej mapy...
- I pan się temu dziwi?
- Absolutnie się nie dziwię, bo jest politykiem, który też lubi zrzucić winę na innych, a sobie przypisać zasługi...
- I ma zasługi. Zahamował przyrost długu do PKB, wydatki i dochody w relacji do PKB są najniższe od wielu lat. Co do winy, krytyka jest uzasadniona. O szacunkach rządów innych krajów UE, na których musiał się oprzeć, wspominaliśmy. O inflacji też - tu Rada Polityki Pieniężnej i Bank Centralny nie zrealizowały swojego celu inflacyjnego w dużym stopniu. Natomiast jakiś margines na uprawianie polityki na pewno ministrowi Rostowskiemu też zostaje. Politycy zawsze szukają winy w poprzednikach, przeszacowują ciężar czyichś win. Ale niektórzy mają w tym więcej racji, a inni wcale.
prof. Bogusław Grabowski
Ekonomista, Rada Gospodarcza przy Premierze RP