Prof. Bogdan Musiał: W 1939 r. też nie było męża stanu, który zatrzymałby Hitlera!

2014-03-03 3:00

Prof. Bogdan Musiał: W 1939 r. też nie było męża stanu, który zatrzymałby Hitlera!

"Super Express": - Deputowany ukraińskiej Rady Najwyższej Oleksandr Doniy powiedział: "Tym, którzy wątpią w analogie pomiędzy tym, co robi dziś Rosja, a tym, co robili naziści w latach 30., sugeruję przypomnienie sobie zajęcia przez nich Czechosłowacji w 1938 roku i działalności tamtejszej piątej kolumny". Pan widzi podobną analogię?

Prof. Bogdan Musiał: - To na pewno bardzo emocjonalne słowa, ale porównanie wcale nie jest ahistoryczne. Oczywiście sytuacja była inna, Niemcy hitlerowskie były inne, ale pretekst jest podobny. Niemcy w latach 30. mieli podobną taktykę. Ich celem było odzyskanie części terytoriów, które należały do nich, ale zostały utracone po I wojnie światowej. Podobnie Putin przyjął od czasu przejęcia władzy taktykę odzyskiwania ziem i wpływów utraconych po rozpadzie ZSRR. Podobnym pretekstem był też Gdańsk w 1939 r. Ale celem Rosji nie jest Krym, Putin nie zadowoli się samym Krymem. Ja widzę też inną, bliższą analogię.

- Jaką?

- Z wojną gruzińską. Rosja wtedy udzieliła Osetii i Abchazji gwarancji, dała obywatelom rosyjskie paszporty. Sprowokowano konflikt zbrojny i doszło do wojny. Rosja postrzega Krym jako swoją składową część.

- Rosja działa pod pretekstem ochrony swoich rodaków na terenie Ukrainy. To nie jest nowy pretekst.

- Rosja używała tego pretekstu w stosunku do wielu krajów postsowieckich. Ale to tylko pretekst, to wcale nie oznacza, że Rosjanom w tych krajach gorzej się żyje. Metody są podobne, ale są też dosyć stare, Putin nic nowego nie wymyślił. Tak samo jak nie wymyślił nic nowego w polityce energetycznej.

- Dlaczego żołnierze na Krymie pozostają anonimowi i nie noszą barw kraju, z którego pochodzą? Takie postępowanie w Polsce kojarzy się choćby z prowokacją gliwicką w 1939 r. Dlaczego Rosja nie chce przyznać, że to oni?

- Bo wtedy byłoby już jasne, że to interwencja rosyjska. Znamy przecież zarzuty, że do Kijowa przyjeżdżali członkowie rosyjskiego specnazu, byli przebierani w mundury ukraińskie i brali udział w akcji przeciwko ludziom na Majdanie. To, co się dzieje na Krymie, jest przejrzyste i oczywiste, to nic nowego. Scenariusz wydarzeń na Krymie był do przewidzenia od lat. Ochrona rosyjskiej mniejszości obojętnie w jakim kraju leży w doktrynie państwa rosyjskiego.

- USA, Wielka Brytania i Rosja w memorandum budapeszteńskim dały gwarancje niepodległości i integralności Ukrainy w zamian za rezygnację z broni atomowej. To memorandum jest w stanie powstrzymać Putina przed działaniami, które prowadziłyby do eskalacji konfliktu?

- To bardziej zależy od postawy państw NATO - Wielkiej Brytanii, USA, Niemiec. Nie sądzę, że będzie gotowość do interwencji zbrojnej, ale są inne mechanizmy. Embargo gospodarcze uderzyłoby w Rosję bardzo mocno. Nie jestem jednak pewien, czy Niemcy, kluczowy gracz, są do tego gotowe. Tak naprawdę Niemcy pomogli Putinowi. Przez gazociąg północny Ukraina została wystawiona. Wcześniej 80 procent gazu Rosja eksportowała do Europy przez Ukrainę i nie mogłaby sobie pozwolić na długi, wielomiesięczny konflikt z nią, bo nie byłaby w stanie dostarczać gazu na Zachód. Teraz może sobie pozwolić i Niemcy są za to współodpowiedzialni. Ale nikt nie będzie prowadził wojny z powodu Krymu. Jeśli USA czy Wielka Brytania postawią Rosji ulitmatum, to w grę wchodzą tylko sankcje gospodarcze.

- Po długich latach kryzysu gospodarczego, który zdaje się powoli kończyć, Europejczycy czekają raczej na powrót do bezpieczeństwa ekonomicznego. Niemoc i inercja UE w połączeniu z polityką zachowania pokoju za wszelką cenę mogą odbić się czkawką?

- Oczywiście. Jeśli Zachód odpuści Krym, to może odpuścić całą Ukrainę. Putin jest bardzo rozczarowany tym, co wydarzyło się w Kijowie, i działa szybko. Świat zachodni powinien zareagować. Ale ja się nie łudzę. Obama nie jest mężem stanu, generalnie nie ma po zachodniej stronie mężów stanu, którzy byliby w stanie zdecydowanie zareagować. Podobnie było w 1939 roku, kiedy nie było męża stanu, który byłby w stanie zatrzymać Hitlera.