"Super Express": - Narzeczony Katarzyny Tusk po wyjściu ze szpitala był wożony po stolicy służbową limuzyną, a potem wraz z premierem i jego córką odleciał do Gdańska rządowym embraerem. Widzi pan w tym coś niestosownego czy to tylko drobiazg niegodny uwagi?
Prof. Antoni Kamiński: - To drobiazg, który jednak nie powinien mieć miejsca.
- Premier - zachowując odpowiednie proporcje - stosuje podwójne standardy? Każe nam przecież oszczędzać, a potem z pieniędzy podatników wozi przyszłego zięcia.
- Tak. Z drugiej strony to szef polskiego rządu. Gdybyśmy łapali go tylko na takich wykroczeniach, to z szacunku dla drugiej osoby w państwie nie ma potrzeby robienia wielkiej sprawy.
- Swego czasu przelot jego syna do Chin sfinansowały PKP. To też drobiazg, nie ma problemu?
- To już dużo poważniejsza sprawa. Tu w grę wchodziły większe pieniądze, a syn premiera nie był chory i mógł sam zapłacić za podróż. Natomiast tę konkretną sprawę wożenia przyszłego zięcia premiera należałoby zapewne wykpić.
- Czy ta i podobne publikacje "Super Expressu" nie pełnią jednak roli wychowawczej zarówno wobec opinii publicznej, jak i polityków?
- To prawda. Najskuteczniej wychowuje się jednak polityków, wiążąc taką sprawę z czymś poważniejszym, np. z tym, że mamy tu do czynienia z precedensem albo recydywą. Premier po prostu część przysługujących tylko jemu przywilejów rozszerza na swoją rodzinę. To pokazuje, że ma tendencję do tego, by robić sobie z urządzeń związanych z obsługą najwyższych urzędników państwowych prywatny folwark. Wtedy mamy już problem nadużywania prerogatyw urzędu i nie ma dla tego żadnego usprawiedliwienia. Nawet dla premiera.
- W Polsce mamy czasem przyzwolenie społeczne na sprytne obchodzenie prawa przez polityków, a posłowie zasłaniają się immunitetami. Na Zachodzie jest zupełnie inaczej. Dużym echem odbiła się np. sprawa szwedzkiej szefowej MSZ, która zapłaciła za zakupy służ-bową kartą. Pieniądze zwróciła, ale i tak została zdymisjonowana.
- Rygorystyczne standardy powinny obowiązywać również w Polsce. Granica tego, co wolno politykom, a czego nie, wiąże się z tradycją i kulturą kraju oraz po prostu ze zdrowym rozsądkiem. Ponieważ szwedzka minister wydała jakieś 30 dolarów, chodziło bardziej o naruszenie zasad. O to, że wykorzystała w prywatnym celu służbowe pieniądze. A to już niewątpliwie zachowanie korupcyjne. Przypadek premiera Tuska jest inny. Myślę, że gdyby analogiczna sytuacja miała miejsce w USA - prezydent Obama wysłałby limuzynę po córkę i jej chłopaka - to nie wywołałoby powszechnego zgorszenia. Premier Tusk mógł jednak powiedzieć swojemu przyszłemu zięciowi, by wziął taksówkę. Wtedy zachowałby się właściwie.
Prof. Antoni Kamiński
Ekspert ds. korupcji. Pracownik naukowy ISP PAN