"Super Express": - Leopold Przemyk - ojciec maturzysty pobitego na śmierć w 1983 r. przez stołecznych milicjantów - zaskarżył przed Trybunałem w Strasburgu polski wymiar sprawiedliwości. Trybunał orzekł, że polskie sądy i prokuratury naruszały własne procedury, czyniąc niemożliwym rozwiązanie tej poruszającej tragedii.
Prof. Antoni Dudek: - Nie kryję, że mam gorzką satysfakcję. Ten wyrok potwierdza moją intuicję nie prawnika, lecz historyka i politologa obserwującego proces prawnych rozliczeń z epoką komunizmu. Zawsze gdy krytykowałem za to polskie sądy, słyszałem, że jestem ignorantem, nie znam się, nie rozumiem, jak funkcjonuje państwo prawa. Tymczasem prawnicy mający inne usytuowanie - niezainteresowani naszymi polskimi sporami - wydali miażdżącą ocenę polskiego sądownictwa. Teraz spodziewam się usłyszeć ze strony niektórych środowisk, że nie można tego jednego przypadku rozciągać na inne. Tylko pragnę zauważyć, że obowiązuje u nas reguła, że gdy dochodzi do próby pociągnięcia do odpowiedzialności człowieka z komunistycznego wierzchołka, to zawsze się okazuje, że się nie da. Najpierw jest kilka lat procesu, a później albo się sprawa przedawnia, albo oskarżonemu szwankuje zdrowie. Nie istnieje ani jeden wysoki funkcjonariusz aparatu władzy PRL, który byłby skazany prawomocnym, ostatecznym wyrokiem za zbrodnie, których się dopuścił.
- Ale przecież w sądownictwie w znacznej mierze już się dokonał proces wymiany pokoleniowej...
- Ale jak wiemy na konkretnych przykładach - jak choćby sędziego, którego nazwiska w trosce o mój los nie wymienię - zmieniło się niewiele. Ów sędzia kategorycznie się wypowiadał na temat III RP, dokonywał szokujących porównań historycznych, aż wyszło na jaw, z jakiej rodziny pochodzi. Obawiam się, że takich sędziów jest więcej.
- Rodziców się nie wybiera...
- Problem polega na tym, że młodsza generacja przejęła pałeczkę. Oczywiście nie można ich oskarżać o przestępstwa komunistycznego reżimu, bo zwyczajnie są młodzi, ale bronią dobrego imienia rodziców, wujków i cioć.
- Zorganizowane działanie?
- Nie. Bierny opór. Zaczął się on na początku lat 90., kiedy był czas, aby dokonać zasadniczych zmian w wymiarze sprawiedliwości. Obok służby bezpieczeństwa, dyplomacji i wojska najbardziej wytresowany w lojalności wobec partii komunistycznej był właśnie wymiar sprawiedliwości.
- Niestety, pan Leopold Przemyk ma duże zastrzeżenia również do Instytutu Pamięci Narodowej...
- Po części rozumiem jego rozgoryczenie. Ale tylko po części. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że prokuratura IPN podlega w swoim działaniu bardzo istotnym ograniczeniom, które są efektem orzeczeń sądowych. Choć ze smutkiem stwierdzam, że prokuratura IPN nie zawsze dobrze działa. Ale trzeba jej oddać należne, że dzięki jej wysiłkowi doszło do ponad stu prawomocnych wyroków wobec ubeków i esbeków, którzy np. stosowali tortury w śledztwie.
- Wszystko to tylko funkcjonariusze niższego szczebla...
- Ubolewam, że tak jest. Ale powiedzmy jasno, że taką sobie zafundowaliśmy III RP.
- Co z takimi ludźmi jak Urban czy Kiszczak, którzy we wstrętny sposób wmieszali się w sprawę zabójstwa Przemyka?
- Urban jako jeden z nielicznych ludzi z aparatu władzy PRL miał odwagę niedawno przyznać się, że w sprawie Przemyka kłamał. Tymczasem Kiszczak zasłania się zwolnieniami lekarskimi. Jest w takim wieku, że być może rzeczywiście nie wytrzymałby trudów procesu, ale w takim razie trzeba sobie zadać następujące pytanie: co się działo przez ostatnie dwadzieścia lat? Pod koniec lat 90. przedstawił zaświadczenie, że nie może się pojawić w sądzie, a w tym samym czasie sfotografowano go w trakcie podróży do ciepłych krajów. Oczywiście nie wyciągnięto z tego wniosków.
- Opieszałość polskich sądów będzie polskiego podatnika kosztować 20 tys. euro. Taką kwotę otrzyma Leopold Przemyk.
- Obserwujemy głośne, skomplikowane procesy na świecie, które trwają pół roku, góra rok. A przypomnę, że u nas proces w sprawie Grudnia '70 trwał dziesięć lat, po czym musiał być rozpoczęty na nowo, bo wykruszył się zespół sędziowski.