Prof. Antoni Dudek

i

Autor: Andrzej Lange

Prof. Antoni Dudek: Spory wokół Powstania muszą budzić niesmak

2016-08-01 7:00

Prof. Antoni Dudek w "Super Expressie": - Nie mam wątpliwości, że większą winę za gorszące awantury w tym roku ponosi Antoni Macierewicz, który postanowił z katastrofy smoleńskiej uczynić dodatek do wszystkich rocznic. Nie mówię, że ofiarom tej katastrofy nie należy się pamięć i szacunek. Zgadzam się, że za mało zrobiono za czasów PO, by odpowiednio je uczcić. Nie jest jednak metodą wspominanie o Smoleńsku przy okazji każdych kolejnych rocznic.

"Super Express": - W tym roku rocznica Powstania Warszawskiego nie mija jak zawsze pod znakiem sporów bić się czy nie, ale tego, którzy powstańcy walczyli po stronie PiS, a którzy po stronie PO i szeroko pojętego obozu liberalnego. Dziwią pana te targi?

Prof. Antoni Dudek: - Oczywiście, jestem tym zniesmaczony, ale przecież nie jest tak, że podobnych sporów wokół Powstania Warszawskiego nie było. Pamiętamy przecież dobrze gwizdy na Powązkach. Niemniej, temperatura sporu politycznego rośnie, więc siłą rzeczy wszystkie ważne rocznice będą wciągane w ten spór.

- Nie dało się przynajmniej w kwestii Powstania go uniknąć?

- Nie mam wątpliwości, że większą winę za gorszące awantury w tym roku ponosi Antoni Macierewicz, który postanowił z katastrofy smoleńskiej uczynić dodatek do wszystkich rocznic. Nie mówię, że ofiarom tej katastrofy nie należy się pamięć i szacunek. Zgadzam się, że za mało zrobiono za czasów PO, by odpowiednio je uczcić. Nie jest jednak metodą wspominanie o Smoleńsku przy okazji każdych kolejnych rocznic. W oczach wielu Polaków może to po prostu tę tragedię skompromitować. Antoni Macierewicz popełnił jednak ten błąd i druga strona sporu politycznego oczywiście to wykorzystała.

- I nie próbuje trochę zawłaszczyć Powstania Warszawskiego? Bezceremonialnie zaprzęgła do swojej walki nie tylko powstańców, ale także ich dzieci i wnuki.

- Oczywiście, wykorzystywanie ich w tej walce jest nie w porządku. Zwróćmy jednak uwagę, że opozycja nie ma dziś narzędzi, żeby kogokolwiek zmusić do czegoś. Gdyby powstańcy gremialnie poparli inicjatywę Antoniego Macierewicza, to ani TVN, ani "Gazeta Wyborcza" nie miałyby kogo pozyskiwać do swojej narracji. To, że tak wielu powstańców udało się namówić do wypowiedzi, powinno dać inicjatorom akcji "apelu smoleńskiego" do myślenia. Jest ona zupełnie nietrafiona, co najlepiej widać nie przy politykach opozycji, ale właśnie przy powstańcach, z których wielu jest przecież neutralnych w tym politycznym sporze między PiS a stroną liberalną.

- Zostawmy te bezsensowne spory. Tegoroczny dzień żołnierzy wyklętych obchodzony był przez rządzących z wielką pompą. Pojawiały się wtedy głosy, że wyklęci i pamięć o nich zastąpią w polityce historycznej Powstanie Warszawskie, którego wybuch był jeszcze do niedawna najszumniej obchodzoną rocznicą. Ma pan takie wrażenie?

- Jest trochę tak, że kult żołnierzy wyklętych zaczął absolutnie dominować. Psychologicznie to rozumiem, bo przez długie lata żołnierze partyzantki niepodległościowej - wolę to określenie niż "wyklęci" - byli albo marginalizowani, albo zupełnie się o nich nie mówiło. Niemniej, przesada jest szkodliwa w każdej dziedzinie.

- Czy trochę tak jak w przypadku Powstania Warszawskiego, kult, często bezrefleksyjny, nie jest trochę modą?

- Trochę to wygląda jak moda. "Wyklętymi" interesuje się młodzież, i to dobrze, ale trzeba mieć to pod kontrolą. Inaczej opowieść o nich przestanie być nośna. Wolałbym, żeby w edukacji historycznej panowała równowaga. Nie można bowiem sprawiać wrażenia, że po wojnie mieliśmy wyłącznie złowrogich komunistów z jednej i "wyklętych" z drugiej. A przecież i jedni, i drudzy stanowili wyłącznie kilka procent społeczeństwa. A co z całą resztą? Co z PSL Mikołajczyka? To była milionowa partia, która metodami pokojowymi próbowała walczyć z rządami komunistycznymi. Jedyny raz w historii ludowcom udało się zebrać pod swoimi skrzydłami szerokie rzesze inteligencji z różnych części Polski i stworzyć prężną organizację. A ta tradycja zupełnie w polskiej świadomości historycznej nie istnieje. Oczywiście, nie domagam się, żeby ludzie chodzili w koszulkach z Mikołajczykiem.

- Mikołajczyk jako bohater popkultury? To by dopiero było ciekawe!

- Chcę po prostu, żeby przekaz historyczny był zrównoważony. Z jednej strony trzeba docenić tragizm "wyklętych", a z drugiej musimy pamiętać, że nie brakowało wśród nich takich, których czynów w żaden sposób byśmy dzisiaj nie usprawiedliwili. Co więcej, trzeba ich właściwie ulokować w opowieści o historii. Rozumiejąc powody, dla których się o nich mówi, nie zapominajmy o żołnierzach września 1939 roku, żołnierzach walczących na innych frontach II wojny światowej, włącznie z nieszczęśnikami, którzy przyszli do Polski z armią Berlinga, z których gros nie zdążył przyłączyć się do Andersa. Jako historyk nie mogę się zgodzić, by historia była zdominowana przez jedno wydarzenie!

- Ktoś z okolic PiS nazwałby to słusznym przywracaniem pamięci. Skoro takie powstanie zakorzeniło się już w świadomości Polaków, trzeba zająć się innymi.

- Boję się, że zwłaszcza w MON istnieje przekonanie, że tradycja wojskowa była dotąd, powiedziałbym, nieco dwuznaczna, trochę za dobrze mówiło się o gen. Jaruzelskim i trzeba wypalić ogniem wszystkie fałszywe poglądy. Jest tylko pytanie o skuteczność takiej metody. Nie uważam bowiem, by terapia szokowa była w edukacji historycznej właściwa.

- Prof. Rafał Wnuk ubolewał niedawno, że przywiązując tak wielką wagę do "wyklętych", zupełnie zapominamy o Polskim Państwie Podziemnym oraz Armii Krajowej i ich wyjątkowości na skalę europejską. Mniejszy entuzjazm wobec Powstania - największego czynu zbrojnego AK - dowodzi słuszności poglądu prof. Wnuka?

- Owszem. Uważam, że trzeba zachować odpowiednie proporcje. Powiedzmy sobie jasno, w Armii Krajowej walczyło ponad 300 tys. żołnierzy. W oddziałach leśnych w najlepszym momencie było kilkadziesiąt tysięcy. Skala jest więc nieporównywalna. Już z samych racji ilościowych jakaś proporcja powinna być zachowana. Zgadzam się więc z Rafałem Wnukiem - idziemy w złym kierunku. Choć jest jeszcze czas, żeby się zatrzymać i przy okazji obchodzenia kolejnych ważnych rocznic zachować równowagę.

- Przy okazji rocznicy Powstania Warszawskiego wiele emocji budzi też marsz ONR. Wielu jest takich, którzy dostrzegają próbę przejęcia przez tę skrajną organizację pamięci o tym tragicznym wydarzeniu. Rzeczywiście?

- Na pewno nie można ONR odmówić prawa do świętowania, choćby z racji tego, że w Powstaniu walczyły też odziały Narodowych Sił Zbrojnych, wywodzące się przecież z jednego z odłamów przedwojennego ONR. Na pewno jednak krzyż celtycki, który jego członkowie eksponowali już w zeszłym roku w godzinie W, nie pasuje do obchodów powstania.

- Krzyż celtycki jako symbol skrajnego nacjonalizmu chyba wyjątkowo kłóci się z celami, jakie przyświecały walczącym w Powstaniu Warszawskim. Pomijając już walkę z nazistami, Polskie Państwo Podziemne i AK z nacjonalizmem nie miały nic wspólnego.

- Z całą pewnością większość powstańców walczyła o wolność w rozumieniu demokracji parlamentarnej, wolnych wyborów. Oczywiście, jak wspomnieliśmy, w Powstaniu brali udział także żołnierze NSZ, którzy wcale nie walczyli o demokrację, ale zaprzeczające jej ideałom Katolickie Państwo Narodu Polskiego. Zresztą podobnie jak Armia Ludowa, której partyzanci również walczyli w Warszawie, a która miała zupełnie inne cele polityczne niż Armia Krajowa. Niemniej, to AK była główną siłą w Powstaniu Warszawskim.

Zobacz: Tadeusz Płużański komentuje: W Auschwitz się milczy