"Super Express": - Notowania sondażowe PiS spadają. Z sondaży wynika, że partia rządząca mogłaby stracić samodzielną większość w Sejmie, a badanie Estymatora dla Onetu daje większą popularność Donaldowi Tuskowi niż Andrzejowi Dudzie czy Mateuszowi Morawieckiemu. Z czego to wynika?
Prof. Antoni Dudek: - Przyczyn jest oczywiście wiele. Trudno stwierdzić jednoznacznie, na ile ma to związek z nowelą ustawy o IPN i sporem międzynarodowym, a na ile spadek poparcia łączy się z awanturą wokół nagród ministerialnych, która przez rządzących została rozegrana w bardzo nieprofesjonalny sposób. To ważne czynniki, ale problem jest dużo głębszy.
- To znaczy?
- Chodzi o kwestie społeczne. Rząd propaguje tezę o najlepszych wynikach w sektorze gospodarczym po roku 1989. Myślę, że rozbudziło to w wyborcach duże oczekiwania na kolejne programy społeczne, w rodzaju 500 plus. Na razie tego nie ma. Jeżeli ludzie co dzień włączają "Wiadomości", TVP Info i słyszą, że gospodarka kwitnie oraz że notujemy nadwyżki budżetowe, to oczywiste jest, że zastanawiają się, czemu obywatele tego nie dostają. Zastanawiają się, co dzieje się z tymi pieniędzmi, pozyskiwanymi dzięki rządowi PiS. Można zaryzykować tezę, że partia rządząca padła ofiarą swojej własnej propagandy.
- Czy te spadki sondażowe okażą się trwałym, czy jedynie przejściowym trendem?
- Daleki jestem od tezy, że to, co się dzieje wokół rządu, to równia pochyła. Twierdzenie, że PiS nic nie uratuje, jest sporym nadużyciem. Do wyborów mamy jeszcze sporo czasu. To, iż spada poparcie dla partii Jarosława Kaczyńskiego, nie zmienia faktu, że jego formacja wciąż jest największą siłą polityczną w kraju. Być może, gdyby dziś doszło do wyborów, to PiS nie mógłby rządzić samodzielnie. Ciągle jednak byłby graczem, który budowałby tę większość. Na razie daleko nam do sytuacji, w której PiS zrówna się w sondażach z PO. Wciąż żaden sondaż tego nie ukazał. Dlatego jestem ostrożny w ocenie.
- Coraz częściej mówi się o powrocie Donalda Tuska na rodzimą scenę polityczną. Parę miesięcy temu wydawało się to politycznym science fiction, pobożnym życzeniem opozycji. Dziś sondaże mówią co innego?
- Obserwatorzy sceny politycznej często popadają z jednej skrajności w drugą. Nie było tak, że kilka miesięcy temu Tuska uznać można było za politycznego trupa, a dziś za polityka, który nagle przeżył zmartwychwstanie. Moim zdaniem Donald Tusk cały czas był i jest obecny w politycznej grze. Być może jest ewentualnym kandydatem na przyszłego prezydenta Polski. Ostateczne decyzje w tej sprawie zapadną zapewne za półtora roku, czyli po wyborach parlamentarnych. Wtedy okaże się, jaki będzie układ sił w Sejmie. Zupełnie inaczej sytuacja będzie wyglądać, jeśli okaże się, że wyraźnie wygra PO, i do przejęcia pełnej władzy nad Polską konieczna będzie wygrana w wyborach prezydenckich, zupełnie inaczej, gdy wybory zdecydowanie wygra PiS, a partia mocno wesprze Andrzeja Dudę. W obliczu takiej sytuacji pozycja Tuska byłaby zupełnie inna.
- To jak pana zdaniem będzie wyglądać strategia Tuska w nadchodzącym czasie?
- Do najbliższych wyborów obserwować będziemy sinusoidę sondażową, z której notowania Tuska będą naprzemiennie rosły i spadały. Dzisiaj w polskiej polityce najistotniejsze są wybory samorządowe. Kwiecień będzie miesiącem, w którym będziemy odkrywać nowe polityczne karty. Wówczas poznamy kandydatów na prezydentów poszczególnych miast. Mamy już pewne podejrzenia i typy. Natomiast znaczna większość jest nam nieznana. Wiemy, że Trzaskowski jest kandydatem na prezydenta Warszawy, ale nie mamy pewności co do kandydatury Dworczyka z PiS. Nadal nie wiemy, co z Krakowem, Gdańskiem, Wrocławiem czy Łodzią. Wszystko okaże się w odpowiednim czasie.
Uważam, że nadchodzące wybory samorządowe będą ze wszystkich, które do tej pory mieliśmy, wyborami najsilniej obarczonymi polityką ogólnopolską.
- Dlaczego?
- Mam tu na myśli kwestie działania sądów oraz całą politykę zagraniczną. Te tematy nigdy się w wyborach samorządowych nie liczyły. Teraz będą odgrywały dużą rolę. Po prostu będą to pierwsze wybory po trzech latach od wielkiej zmiany, która się w polskiej polityce dokonała. Zobaczymy także, jak będzie wyglądała kwestia frekwencji, która dotąd w wyborach lokalnych nie była wielka.
- Poprzednie wybory PiS wygrał słabością Platformy. Rządy Tuska były oceniane krytycznie. Czy to nie pewien paradoks, że opozycja nie wykreowała nowych liderów, a "zużyty" były premier ma wracać "na białym koniu"?
- To słabość polskiej klasy politycznej, która jest zdominowana przez ludzi z długą biografią polityczną. Pan mówi o Tusku, a spójrzmy na drugą stronę, po której znajduje się Jarosław Kaczyński. On w tej wielkiej polityce jest dłużej od Tuska. Obaj oczywiście zaczynali po roku 1989. Jednak to Kaczyński odegrał istotną rolę w kreowaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego. Później został zepchnięty na boczny tor, ale wrócił do wielkiej polityki na grzbiecie Lecha Wałęsy. I jest w niej cały czas obecny. Z kolei nowe ruchy polityczne - ruch Palikota, Leppera, okazywały się bytami sezonowymi.
- Dlaczego tak się dzieje?
- Polacy widocznie tego chcą. Gdyby obecność dinozaurów politycznych takich jak Tusk czy Kaczyński przeszkadzała wyborcom, to ich partie miałyby niskie poparcie. Jest jednak inaczej. Polacy boją się nowości w polityce. Poza tym przykład byłego premiera Jerzego Buzka pokazuje, że Polacy bardzo łatwo zniechęcają się do polityków, ale potem równie chętnie wybaczają. Buzek był bardzo krytykowany jako premier, a jednak do polityki wrócił. Teraz niewykluczone, że na obecnej sytuacji zyska Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Nie zdziwię się, jeśli do gry wróci Leszek Miller. Partia przeżywa teraz wzmocnienie z uwagi na to, co dzieje się wokół ekipy rządzącej. Z Tuskiem może być podobnie - ludzie zapomnieli już kwestie, za które go krytykowali.
- Jeszcze kilkanaście dni temu pojawiły się informacje o tym, że PiS mógłby wystawić w wyborach premier Szydło przeciwko Andrzejowi Dudzie. Czy ten wzrost sondaży dla Tuska paradoksalnie nie wzmacnia obecnego prezydenta?
- Akurat pozycja Beaty Szydło została gwałtownie osłabiona przez sprawę nagród. Najpierw prezes kazał jej bronić dodatków, a potem kompletnie ją zdewaluował, zmieniając zdanie. W przypadku prezydentury Dudy chodzi o to samo co w przypadku kandydowania Tuska. Decyzje zapadną po wyborach parlamentarnych. Dla PiS byłoby bardzo źle wystawiać kandydata przeciw Dudzie. Jednak może okazać się, że PiS przegra - wtedy Duda będzie mężem opatrznościowym, a może wygra i zdobędzie większość konstytucyjną - wtedy wystawienie innego kandydata nie będzie wielkim ryzykiem. Ale dziś za wcześnie, by wyrokować.