- Już czuję, że będzie w tej beczce miodu łyżka dziegciu...
- Jako socjolog zawsze się uśmiecham, kiedy instytucje, które są wytworem ludzkich działań, postrzega się w sposób magiczny.
- To znaczy?
- Na przykład badania prowadzone w krajach członkowskich potwierdzają obecność wyobrażenia, jakoby instytucje unijne były uczciwsze i sprawniejsze od krajowych.
- Unią rządzą w końcu nobliwi technokraci, a nie ci łapczywi i niekompetentni politycy.|
- To złudzenie. Wybitny bułgarski politolog, Iwan Krastew zauważył, że media, opisując afery i skandale w krajowej polityce, każdego dnia delegitymizują system. Natomiast Unia jest daleko i o skandalach tam wybuchających wiemy znacznie mniej.
- Czyli zepsuta ta nasza Unia?
- Patologii oligarchiczno-lobbystyczno-korupcyjnych nie brakuje. Odejdźmy od magicznego wyobrażenia Unii jako idealnej wspólnoty podejmującej czysto racjonalne decyzje. Na Unię i nasze członkostwo w niej spójrzmy pragmatycznie. Nie można odmówić jej jednego – spełniła swoje zadanie w zakresie poszerzenia wolności do działalności gospodarczej. Cztery podstawowe wolności, które są u podstaw Unii: przemieszczenia się ludzi, towarów, kapitału i usług, w zasadzie (mimo protekcjonistycznych posunięć np. we Francji) działają. Są dużym osiągnięciem Wspólnoty.
- Co to, pana zdaniem, w tej Unii takiego złego, skoro te fundamenty tak dobrze działają?
- Niestety pogłębia się proces odcinania się od chrześcijańskich korzeni. Lansowany jest „postęp” w ramach lewackiej inżynierii społecznej, nie liczącej się ze specyfiką rozwoju różnych krajów. To niepokoi, bo w ten sposób Unia osłabia swą zdolność konkurencyjną w obliczu zagrożeń idących także z innych części świata. Mam tu na myśli zwłaszcza islam, ale ideologia konsumeryzmu jest nie mniej niebezpieczna. Jeśli Europa nie odnajdzie swojej duszy, nie będzie się w stanie zreformować.
- A może błędem jest zakładanie, że chrześcijaństwo jest warunkiem sine qua non istnienia europejskiej tożsamości. Jej współczesną formę ufundowało w końcu oświecenie z jego przekonaniem o prymacie rozumu nad religią i już dawno religia nie stanowi o obliczu Europy.
- Nawet to Oświecenie nie byłoby tym, czym było, gdyby nie chrześcijaństwo. Niedawno brytyjski historyk i intelektualista Tom Holland przypomniał, że oświeceniowe ideały, które mówiące, że wszyscy ludzi są fundamentalnie równi, mają swoje korzenie w Nowym Testamencie. Że laicyzująca się Europa zapomina, że nasza wrażliwość na niedolę krzywdzonych, przekonanie, że ci, którzy mają więcej, powinni dzielić się z potrzebującymi, to dzieło chrześcijaństwa.
- Ale czy ktoś się od tego odcina? Chrześcijaństwo ma swoje poczesne miejsce w historii Europy i kształtowaniu się jej tożsamości. Może to przekonanie, że chce się je wyrugować, to tylko konserwatywny konstrukt?
- A niedopuszczenie do wpisania do preambuły traktatu unijnego informacji o chrześcijańskich korzeniach Europy? A wypieranie symbolu krzyża z przestrzeni publicznej? A kolejne inicjatywy podważające tradycje narodowe, religijne i demontujące rodzinę?
- Może współczesne społeczeństwa europejskie nie potrzebują już tak religii jak kiedyś? Czy bez jej dominującej roli świat europejski upadł? Nie.
- Wielu uważa, że upada. Jak bez powrotu do chrześcijańskich korzeni powstrzymać presję islamu? I atak „naszej” wewnętrznej cywilizacji śmierci dopuszczającej eutanazję dzieci i wyżej ceniącej komfort kotka lub pieska nad ludzkie życie poczęte? Tymczasem część europejskich elit zachowuje się tak, jakby była obłąkana ideologicznie i nie potrafi pragmatycznie patrzeć na potrzebę reformy Unii.
- Jest też tak, że główną siłą Unii jest jednak europejska chadecja. Chrześcijańscy demokraci nie chcą słyszeć o chrześcijaństwie?
- Europejska chadecja dawno już jest silnie zlaicyzowana i ulega lewackim wizjom inżynierii społecznej. Chrześcijaństwo próbuje się sprowadzić do poziomu jedynie folkloru.
- Czy ta inżynieria nie jest przypadkiem znakiem naszych czasów? Społeczeństwa się zmieniają. Nad takim żywiołem nawet te straszne europejskie elity nie są w stanie trzymać pieczy.
- Społeczeństwa się zmieniają albo w sposób narzucany im przez mniejszość, albo drogą negocjacji przez szersze grupy społeczne. Od samego początku eksperci wskazywali na cechujący Wspólnotę deficyt demokracji. Wąskie grupy decyzyjne narzucają pozostałym krajom swoje strategie bez szerszej lub nawet żadnej dyskusji nad ścieżkami rozwoju. Jeśli Unia będzie mniej monocentryczna, stanie się bardziej otwarta na rolę państw naszego regionu, może odegrać ważną rolę w globalnym wyścigu. Jeśli zaś elity będą nasłuchiwały tylko tego, co się dzieje w Paryżu, Berlinie i w oligarchicznych grupach biznesowych, to Unia z kryzysu, w którym jest teraz pogrążona, nie wydobędzie się.