Prof. Andrzej Rychard: Protesty internautów postarzyły Tuska

2012-01-30 3:00

Dlaczego milcząca dotąd grupa społeczna opowiedziała się tak gwałtownie przeciwko rządowi - opinie prof. Andrzeja Rycharda i dr. Jarosława Flisa

"Super Express": - Czy te nagłe i szerokie protesty przeciwko ACTA świadczą o tym, że mamy obok siebie dwa odrębne społeczeństwa? Dla jednego istotny jest świat w sieci, dla drugiego on niemal nie istnieje...

Prof. Andrzej Rychard: - Rzeczywiście zaskakująca jest gwałtowność tego protestu. Nie do końca daje się wytłumaczyć skalą zmian w prawie. W istotnym stopniu zawiniła tu strona rządowa, nie informując społeczeństwa wystarczająco na ten temat. Gwałtowność protestu pokazuje też, że istnieje pewna skłonność do polaryzacji społeczeństwa i ostrych wystąpień. Nie jestem jednak pewien, czy świadczy to o bardzo głębokim podziale w społeczeństwie.

- Nie mam na myśli podziału w jakiejś sprawie, ale istnienie całej odrębnej grupy, którą pcha do działania dopiero coś, co dotyczy Internetu.

- Ten podział jest wciąż bardziej obecny polityczno-medialnie niż jako struktura społeczna. Nie znaczy to jednak, że tego podziału nie ma w ogóle. Te wydarzenia uwidoczniły jednak, że pewne protesty odchodzą w przeszłość. Te, które wyrastały z tradycyjnego społeczeństwa przemysłowego. Na które władza wiedziała, jak reagować. Obecnie nie wiedziała zresztą także, jak reagować na lekarzy i aptekarzy...

- Nie wie, jak reagować na internautów, a nawet gorzej, ośmiesza się, otwarcie kłamie. Wielu z nas patrzy na Tuska, porównując go z innymi politykami. Młodzi internauci patrzą na niego inaczej. Dla wielu z nich Tusk to śmieszny dziadek z naklejką z loginem i hasłem na swoim laptopie. Śmieszny, ale i groźny, gdyż jako pierwszy chce im "odebrać coś" w Internecie. Coś, czego nie zabierał ani Miller, ani Kaczyński.

- Protest w sprawie ACTA postarzył całą klasę polityczną, a na pewno najbardziej Donalda Tuska. Wszak aspirował do tego, by być wciąż z młodymi. I okazało się, że jest tu wyraźna granica. Ciekaw jestem, czy po tych wystąpieniach premier i politycy Platformy nadal będą upierać się przy swoim pomyśle dopuszczenia do głosowania w wyborach przez Internet. Bardzo tego chcieli. Myślę, że teraz zrobią wszystko, by do tego nie doszło.

- No tak, głosili je, gdy myśleli, że poparcie młodych mają w kieszeni. Teraz młodzi mogliby "wyklikać" Platformę od władzy. Tylko właśnie - mogliby? To może być jakiś trwały ruch protestu?

- Nie wiadomo, gdyż internauci są grupą niejednolitą i mocno zmistyfikowaną. Mają doskonały instrument, by się integrować. Komentarze, że internauci zastąpią jako wielka grupa np. robotników, są jednak przesadne. Byłbym tu ostrożny. Co to bowiem znaczy "środowisko internautów"? Czy to w ogóle istnieje? Na pewno istnieje środowisko kierowców?

- Kiedyś istniało środowisko cyklistów...

- (śmiech) Właśnie - większość z nas bywa kierowcami i internautami. Ale tylko część interesów jest wspólna. Ilu z nas zapytana, kim jesteśmy, odpowie: kierowcą lub internautą? Są inne, silniejsze identyfikacje. Pozorność jednolitości tej grupy będzie ją osłabiała. Badania Internetu pokazują też, że wbrew temu, co się sądziło, ludzie spędzający czas w sieci nie mają deficytu kontaktów międzyludzkich. Wręcz przeciwnie, najlepiej "usieciowieni" są ci sami, którzy mają też dobre więzi społeczne w realnym życiu. Teza o tym, że te dwa światy od siebie odstają, nie da się obronić.

- To prawda, ale w protest ACTA zaangażowało się wiele osób, które nic innego do protestów i wyjścia na ulicę wcześniej nie zmusiło. Żadna decyzja dotykająca nawet ich dochodów.

- Po prostu Internet przestał być sferą odrębną od realnego życia. Jest wręcz z nim spleciony. Ten protest może pokazywać, że wartości związane ze sferą kulturową są już co najmniej tak ważne jak dostęp do dóbr materialnych.

- Dziwi mnie, że ci sami młodzi protestujący przeciwko ACTA nie protestują równie spontanicznie przeciwko swojej sytuacji na rynku pracy. Temu, że państwo niejako oszukało ich, dając bezwartościowe dyplomy, po których muszą pracować fizycznie albo za grosze.

- To, że nie ma jeszcze polskich "oburzonych", nie znaczy, że nie będzie ich już niebawem. Może taki protest jest dopiero przed nami? Na razie ci, którzy są potencjalnymi oburzonymi, wciąż mają nadzieję, że dla nich jeszcze tych dóbr i awansów wystarczy. Że zanim spalą samochody w proteście, to postarają się popracować i może będą jednak mogli je kupić.

- Ludzie, którzy stronili od jakiejkolwiek aktywności społeczno-politycznej, na ulicach to ziszczenie marzenia o aktywizacji milczącej części społeczeństwa?

- Potencjalnie tak. Jest tu jakiś zapas aktywności. Protestujący nie wyszli jednak na demonstracje w odruchu politycznym. Raczej antypolitycznym. Dla znacznej części z nich jest to protest tego samego rodzaju, co niechodzenie na wybory. Widać to choćby po potraktowaniu Palikota, który teoretycznie mógłby tam pasować.

- Palikot oberwał...

- Pogonili go. Uznali za część establishmentu polityków, który chciał podłączyć się, wykorzystać ich politycznie. A to był protest przeciwko politykom w ogóle, a nie zajęcie stanowiska w sporze.

- Oberwą też inni? Czy ta grupa może zagłosować przeciwko Tuskowi w następnych wyborach?

- Pokazali jakąś siłę. Ale czy to się przełoży na konwencjonalne działania polityczne? Na razie odrzucają politykę jako całość. Po pewnym czasie niekonwencjonalne działania przekształcają się w politykę konwencjonalną.

Prof. Andrzej Rychard

Socjolog, PAN i SWPS