"Super Express": - Słowo "reforma" nie kojarzy się w naszym kraju najlepiej. Z czego to wynika?
Prof. Andrzej Rychard: - Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają, że komunizm już od samego początku nieustannie próbował się reformować. Reformy kojarzą się więc z czymś, co się nie do końca udawało, bo nigdy nie były do końca przeprowadzone, a czasami bywało dolegliwe. Potem przyszło doświadczenie transformacyjne, w tym udana, aczkolwiek przez pewien czas dotkliwa dla pewnych grup społecznych reforma Balcerowicza. Ludzie nauczyli się, że reformy muszą kosztować. Oczywiste jest więc, że nie budzą one entuzjazmu.
- W ciągu ostatnich dwudziestu lat nie zmieniło się nastawienie społeczeństwa do reform?
- Oczywiście, od upadku komunizmu społeczeństwo przechodziło trening dostosowywania się do gospodarki rynkowej. Ludzie stawali się coraz bardziej racjonalni i przygotowani do funkcjonowania w racjonalnych strukturach. Jednocześnie spadła podatność na kupowanie haseł populistycznych, wysuwanych przez polityków.
- Dojrzewamy do przekonania, że reformy są konieczne?
- Można przypuszczać, że poziom przyzwolenia na reformy, kiedy widać, że są one konieczne, w naszym społeczeństwie istnieje. Jest on większy niż są skłonni zakładać politycy. Ludzie bardziej boją się tego, co mogłoby być, gdyby tych reform w ogóle nie było. Pamiętają jednocześnie, że skuteczne reformy w ostatnim dwudziestoleciu popchnęły Polskę do przodu. Nie jest więc tak, że ten stosunek do reform jest jednoznacznie negatywny.
- Nie ma pan wrażenia, że społeczeństwo zaczyna wręcz domagać się od PO reform?
- Robienie reformy dla reformy to sprowadzanie całej debaty do absurdu. Reforma musi mieć wyraźnie określony cel. Ludzi nie można epatować samym hasłem reformy bez zastanowienia się, jaka ma być jej zawartość. W naszym społeczeństwie wciąż jednak są aspiracje rozwojowe. Ludzie wiedzą, że nie można się rozwijać bez ponoszenia pewnych kosztów.
- Wśród wyborców panuje jednak przekonanie, że Platforma nic nie robi. Znalazło to choćby potwierdzenie w słowach Leszka Balcerowicza.
- Problemem PO jest nie tyle to, że nie zaproponowała ona żadnych istotnych rozwiązań, ile fakt, że odcinając się od języka reform, zarazem wprowadzała istotne zmiany, nie nazywając ich jednak reformami. Być może słusznym założeniem liderów PO było to, że ludzie mają dosyć słuchania o reformach. Jednak moim zdaniem, kiedy już je zrobiła, powinna była powiedzieć: - "Nie chcieliśmy was straszyć, ale zrobiliśmy wojsko, szkolnictwo wyższe, emerytury pomostowe. Te wszystkie rzeczy układają się w jeden pakiet reform". A tak zostało to rozmienione na drobne.
- PO sparaliżował strach przed nazywaniem rzeczy po imieniu...
- To zadziwiające, że partia, którą uważa się za ugrupowanie z doskonałym PR-em, w przypadku tych zmian, które zrobiła, nie wykorzystała tego do budowania swojego wizerunku. W pewien sposób pozwoliła sobie przyprawić gębę partii, która nie przeprowadza żadnych zmian. A przecież one były. Rzecz w tym, że pewnie powinno być ich więcej i powinny być bardziej konsekwentne.
- Społeczeństwo obywatelskie w Polsce jest na tyle rozwinięte, żeby propozycje zmian szły od samych obywateli?
- Myślę, że jest szansa, żeby to oczekiwanie zmian zeszło także niżej. Mówi się o tym tak powszechnie, że nie jest to już tylko element debaty elit. O wiele ważniejsze jest jednak to, jak ludzie się będą zachowywać. Czy reformy będą miały szansę być wprowadzone do końca. Czy poprzez swoje działania je zaakceptują, czy też będą je bojkotować po ich wprowadzeniu. To jest rzecz zasadnicza, przynajmniej tak samo ważna jak sam udział w debacie.
- Opór wobec zmian w OFE, które uznaliśmy za reformę, wynikał z tego, że rząd nie potrafił wyjaśnić obywatelom, o co mu chodzi...
- Nie oszukujmy się, czasami sprawy rozstrzygane w kwestiach reformatorskich są naprawdę skomplikowane, jak choćby ten spór o OFE. Trudno oczekiwać od społeczeństwa, które przeszło szybki kurs gospodarki rynkowej, żeby doskonale się w tym wszystkim orientowało. Dlatego ludzie muszą otrzymywać w miarę proste komunikaty. Wtedy będą mogli na nie jakoś reagować. Trzeba im pokazywać cele tych reform - kosztem tego i tego, za czas taki i taki osiągniemy to i to. W moim przekonaniu jest to najistotniejsza sprawa.
Prof. Andrzej Rychard
Socjolog PAN, wykładowca SWPS w Warszawie