Prof. Andrzej Paczkowski

i

Autor: Prończyk

Prof. Andrzej Paczkowski: Do końca wierzył w PRL

2013-07-06 4:00

Postać Wojciecha Jaruzelskiego w 90. rocznicę urodzin ocenia historyk prof. Andrzej Paczkowski

"Super Express": - Dziś odbywa się impreza z okazji 90. urodzin Wojciecha Jaruzelskiego. Miała być w Sejmie, ale politycy SLD i Ruchu Palikota wycofali się z tego pomysłu. Na samych urodzinach nie pojawią się też główni liderzy, ale raczej drugi garnitur. Lewica doszła do wniosku, że Jaruzelskiego raczej trzeba się wstydzić, niż się nim szczycić?

Prof. Andrzej Paczkowski: - Na to pytanie odpowiedzieć mogą tylko oni. Widziałbym też różnicę między Palikotem a np. Millerem. Palikot nie odczuwa przecież żadnej lojalności partyjnej z Jaruzelskim, a Miller był jego podwładnym. To naprawdę bliski związek ideowy i polityczny. U Palikota zaś raczej odprysk jego kontaktów z Kwaśniewskim, zagranie polityczne.

- Za co ktoś z lewicowym światopoglądem może być wdzięczny Jaruzelskiemu?

- Oczywiście to jest bardziej sfera deklaracji niż praktyki, ale Jaruzelski odwołuje się do lewicowego światopoglądu i podkreśla ciągłość tych odwołań. W praktyce to wie pan... To trochę jak z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą. Ani nie była polska, ani zjednoczona, ani partia, a już na pewno nie robotnicza. Nie mam jednak powodu wątpić, że Jaruzelski szczerze wierzy w zasadność przesłania Karola Marksa.

- Jaruzelski kojarzy się z dyktaturą lat 80., ze stanem wojennym, z okrągłym stołem, masakrą w grudniu 1970 r., antysemickimi czystkami w armii, inwazją na Czechosłowację...

- Najbardziej jednak ze stanem wojennym. To był moment, kiedy on i wyłącznie on podejmował decyzję. Konsekwencją tego były lata rządów, kiedy był dyktatorem i wszyscy czekali na jego decyzję. We wszystkich pozostałych sytuacjach uczestniczył w gremiach kierowniczych, brał na siebie rozmaite zadania, podpisywał się pod nimi. Ale to stan wojenny jest jego dziełem osobistym.

- Od wielu lat kamieniem milowym legendy budowanej przez zwolenników Jaruzelskiego są rozmowy i porozumienia okrągłego stołu. Twierdzą oni, że przygotował pokojowe przejście do demokracji. Jego przeciwnicy podkreślają zaś, że była to zaplanowana operacja, która miała pozwolić zachować ludziom PRL wpływy i pieniądze.

- Było w tym trochę jednego i drugiego. Ówczesna elita PRL, a mam tu na myśli kilkanaście, kilkadziesiąt osób z otoczenia Jaruzelskiego, zdawała sobie sprawę, że to zmierza ku katastrofie. I miała problem z tym, że istnieje co prawda przetrącona i osłabiona, ale wciąż mająca poparcie opozycja. Trudno było to robić bez liczenia się z nią. Choć pojawiały się też pomysły na wzór chiński...

- Czyli?

- Takie jak miał Deng Xiaoping. Reformy ekonomicznej bez reform politycznych. Chodziło to po głowie m.in. Mieczysławowi Rakowskiemu. W Polsce lat 80. było to już jednak niemożliwe. W Chinach - tak. Trochę jak w PRL w marcu 1968 r. - tam nie było opozycji, byli protestujący studenci. A w takich krajach studentów po prostu się pałuje, a jak jest ich więcej, to się wysyła czołgi. Pod koniec lat 80. mieliśmy jednak właściwie quasi-legalną opozycję z poparciem 25-30 proc. społeczeństwa. Jaruzelski do końca wierzył w PRL. Świadomość upadku gospodarki dotarła do niego chyba dopiero w drugiej połowie 1988 r. Wtedy dał Rakowskiemu możliwość wymyślenia czegoś, co pozwoli elitom PRL ponieść jak najmniejsze koszty polityczne.

- Przez lata studiował pan historię Jaruzelskiego. Co z jego poczynań uznałby pan za najbardziej zaskakujące? Mnie zaskoczyła np. jego zapalczywość i konsekwencja w wyrzucaniu z armii ludzi pochodzenia żydowskiego.

- To akurat mnie nie zaskoczyło. I nawet nie do końca była to zapalczywość, ale raczej bardzo biurokratyczne podejście, w jego stylu. Była generalna linia partii, żeby "czyścić", no to Jaruzelski bez oporów składał podpisy pod tymi listami i ich karał. Najbardziej zdziwiło mnie to, że po 1945 r. zdecydował się jednak zostać w tamtym wojsku. Naturalne to mogło być dla jego kolegów, np. dla Floriana Siwickiego, z innym zapleczem społecznym. Późniejsza kariera dziwi mniej. Jaruzelski ewidentnie wyróżniał się w tej kościuszkowskiej dywizji inteligencją i kindersztubą.

- Został w ludowym wojsku, bo stał się ideowym marksistą?

- Trudno powiedzieć. To nie był przecież przemyślany marksizm. Niby kiedy miał on to przemyśleć? Między 1940 i 1944 r., rąbiąc drzewo w lesie? Myślę, że stał się marksistą, a dopiero później poznał marksizm, dowiedział się, co to jest. Jaruzelski był dziwnym człowiekiem. Z jednej strony konformista, ale z drugiej decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego już konformizmem nie była.

- Jaruzelski od lat buduje legendę o stanie wojennym, który "uratował" Polskę przed inwazją i wojną domową. Choć nie ma to oparcia w faktach. Na ile on naprawdę w to wierzy, a na ile jest to świadome kreowanie własnego miejsca w historii? Pan rozmawiał z nim wielokrotnie...

- U niego te sprawy nie są przeciwstawne. On uznaje, że robił to, ponieważ nie można było inaczej. Tak widzi swoją rolę w masakrze robotników na Wybrzeżu, inwazji na Czechosłowację czy czystce antysemickiej. Nawet więcej - przecież on widział świat w takich kategoriach, że skoro Polska jest zagrożona przez zmiany w Czechosłowacji, to dlaczego PRL ma nie uczestniczyć w tej inwazji? Co do stanu wojennego, to autentycznie wierzy, że było tak, jak twierdzi...

- A co z dokumentami i wypowiedziami świadków, które przeczą jego wersji?

- Jaruzelski jest przekonany, że albo źle pamiętają, albo się mylą, albo kłamią.

Prof. Andrzej Paczkowski

Historyk PAN, IPN i Collegium Civitas