Prof. Andrzej Kowalski: W pierwszej połowie roku ceny będą jeszcze rosły

2011-02-17 3:00

Nagły wzrost cen żywności i ich perspektywy do końca roku komentuje ekspert profesor Andrzej Kowalski

"Super Express": - Polaków elektryzują informacje o podwyżkach cen żywności. I mówimy tu o dość gwałtownym wzroście. Np. chleb ma podrożeć nawet dwukrotnie. Gdzie tkwi przyczyna tej drożyzny?

Prof. Andrzej Kowalski: - Jest ich kilka. Pierwszą jest pogoda. Przynajmniej od półtora roku mamy do czynienia z anomaliami, jak susze w Rosji i na Ukrainie. Powodzie w Polsce, Australii i Brazylii... Zbiory są niższe, skurczyły się zapasy. Drugim problemem jest koniunktura na świecie. Słabością ekonomistów jest to, że żaden z nich nie potrafi tak naprawdę powiedzieć, czy świat wychodzi z kryzysu, czy dopiero czeka na jego kolejną falę.

- Część ekonomistów wiąże to też z rewoltami w Afryce Północnej, wzrostem cen benzyny...

- To trzecia przyczyna. Na żywność w uboższych krajach wydaje się ponad 40 proc. z budżetów rodzin. Nie chodzi jednak tylko o to. Rewolty wpływają na koszty ropy, która przed zamieszkami kosztowała 60 dolarów za baryłkę, a kilka dni temu przekroczyła 100 dolarów. Produkcja żywności, w tym sensie także transport, magazynowanie, różne środki są niezwykle ropochłonne.

Przeczytaj koniecznie: Co zdrożeje w 2011 roku? Chleb nawet po 5 złotych. Polaków nie będzie stać na chleb?

- Czy na podwyżki w Polsce nie wpłynęły jednak jakieś działania wewnętrzne u nas w kraju?

- Oczywiście, że wpłynęły. Choć podwyżki VAT dotyczące żywności akurat mniej. Bardziej wzrost podatków i cen dookoła produkcji żywności: energii, transportu.

- Możemy się pokusić o prognozę, kiedy ceny przestaną wreszcie rosnąć?

- Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że w pierwszej połowie roku ceny żywności będą jeszcze rosły. Zwłaszcza produkcji roślinnej. Do nowych zbiorów nikt niczego tu nie wymyśli. Kończą się zapasy po nieurodzaju. Można się też spodziewać wzrostów cen produktów mleczarskich. Koniunktura na nie jest dobra, nie ma nowych pasz i widać tu wyraźną, coroczną tendencję do podwyżek.

- Wszystko będzie drożało? Nic nie stanieje?

- Do pewnego stopnia mogą spadać ceny mięsa. Wyższe ceny pasz spowodują wyprzedaż nie tylko sztuk na ubój, ale też części trzymanej do rozwoju stad. Ale tylko przez pół roku. W drugiej połowie mięso zdrożeje, gdyż będzie go po prostu brakować. I tu nie da się włączyć drugiej taśmy jak w fabryce. Po wakacjach powinny też w naturalny sposób spaść ceny warzyw i owoców. Wszystkie te przewidywania zakładają jednak w miarę normalne czynniki.

- Co pan ma na myśli?

- Weźmy wspomnianą przez pana cenę chleba. Ceny zbóż i pasz rosną i będą rosły, ale aż tak wysoki wzrost nie daje się logicznie wytłumaczyć. To ewidentnie gra spekulacyjna, trzymanie nadwyżek w magazynach. Podobnie jak nikt nie był i nie jest w stanie wyjaśnić szalonego wzrostu cen cukru w 2004 roku. W pierwszych miesiącach przed wejściem Polski do Unii Europejskiej magazyny były pełne, nie było klęsk. Reżim cukrowy wskazywał, że ceny muszą spaść. Za wyjaśnienie tej zagadki czynnikami ekonomicznymi należałby się chyba Nobel z ekonomii!

- Do tej pory pozostawaliśmy w przekonaniu, że świat jako taki tkwi w nadprodukcji żywności. Nadprodukcja i nadpodaż to teoretycznie niższe ceny. Bruksela wręcz wymuszała ograniczanie produkcji.

- To zarówno proste jak i skomplikowane. W Europie żywności nie brakuje. I Unia rzeczywiście jest w stanie bardzo szybko zwiększyć produkcję. Ale w Europie ubywa też ludności. Na świecie jest odwrotnie. Ludzi jest coraz więcej. Popyt na żywność nie spada, ale rośnie. Pojawiły się nowe centra konsumpcji. Chiny stały się drugą potęgą gospodarczą świata, rośnie zamożność Indii. I każdy wzrost w tak ludnych krajach przekłada się na wydatki na żywność. Zmienia się też ich struktura. Kiedyś wystarczała mąka czy ryż. Dziś jest to np. mięso. A do wyprodukowania 1 kg mięsa potrzeba 8 kg zboża. Do tego dochodzi niepewność związana z urodzajem, co wywołuje spekulacje rynkowe.

- Słyszałem o spekulacyjnych zachowaniach Rosji...

- Nie tylko Rosji. Spekulacje w tym sensie nie są jednak jakimiś karygodnymi zachowaniami, ale normalną grą rynkową. Producenci powstrzymują się od sprzedaży, nabywcy kupują zaś, bo obawiają się, że może być drożej. W Rosji zapasy rosły, wstrzymywała się ze sprzedażą. Taka decyzja 5-6 gracza na rynku zbóż, a do tego decyzja Ukrainy... Przy mniejszych zbiorach wystarczy to do perturbacji na całym rynku. Wstrzymali eksport. Spekulacji sprzyja też to, że około 30 proc. pieniędzy na świecie jest w coś zaangażowanych. Pozostałe 70 proc. szuka zysku. W tym właśnie szans spekulacyjnych. A na takim rynku bardzo łatwo wywołać panikę. Ceny żywności rosną już od samego mówienia o ich wzroście.

Prof. Andrzej Kowalski

Szef Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gosp. Żywnościowej