- Opozycja usilnie próbowała ten protest ożywić, nadać mu jakiś sens i powagę. PiS jednak przeczekał sprawę i dał się opozycji samej skompromitować?
- Nie wiem, czy chodzi tu o cierpliwość. Być może PiS dobrze rozpoznał sprawę albo po prostu nie miał innego wyjścia, niż przeczekać ten protest. Bo co miał z opozycją zrobić? Inna sprawa, że to się musiało tak skończyć.
- Tak?
- Owszem, było to nieuchronne. Ten protest w Sejmie nie okazał się prawdziwym ruchem protestu wobec jakiejś niesprawiedliwości. Zabrakło tu politykom opozycji determinacji i zaangażowania. A bez tego nie ma wiarygodności i poparcia społecznego. Protest okazał się zwyczajnie koniunkturalnym wykorzystywaniem okazji, żeby poprawić swoje notowania i zaistnieć w świadomości opinii publicznej. Jak się okazuje jednak, to się nie bardzo udało.
- Czemu kończy się to taką piękną katastrofą?
- Aby coś takiego zadziałało, niezbędna jest wręcz rewolucyjna gorliwość polityków, która nakazuje, żeby siedzieć na czterech literach i protestować. Kiedy brakuje motywacji, zrywu i przekonania co do sensowności własnych działań, to trudno oczekiwać, żeby przekonać do tego społeczeństwo. Ryszard Petru pokazał, że tych cech zabrakło. Ta skądinąd smutna puenta protestów w postaci noworocznej podróży do Portugalii udowodniła, że sam lider Nowoczesnej nie wierzy w to, co robi. A skoro tak, to kto może pójść za takim liderem i walczyć?
- Czy ten protest miał w ogóle szanse, żeby stać się czymś, co zmieni dynamikę polskiej sceny politycznej? A może od początku było to skazane na porażkę?
- Trudno gdybać. Na pewno są w społeczeństwie jakieś siły protestu. Nawet jeśli narasta fala gniewu i niezadowolenia, to jesteśmy na etapie, kiedy elity polityczne nie podzielają tych emocji. Jedyne, co robią, to cynicznie je wykorzystują. Aby jednak ten cynizm zadziałał, sam musi wzniecać gniew. A to, co oglądaliśmy ostatnio w Sejmie, i te perypetie Ryszarda Petru budzą w najlepszym razie politowanie. A bardzo możliwe, że pogłębi to tylko wściekłość na elity, która przecież nie tylko w Polsce wzrasta.
- Protest w Sejmie poparły liczne środowiska opiniotwórcze - od artystów po publicystów. Kompromitacja tych działań przyczyni się do dalszej kompromitacji elit?
- Jesteśmy w momencie, kiedy polityka to spotkanie dwóch plemion, które mówią zupełnie innym językiem. Chodzi nie tylko o inne narracje i inne widzenie świata, ale te same zdarzenia i te same fakty są zupełnie inaczej widziane i interpretowane. Przekonanie do siebie kogoś z drugiego plemienia jest często niemożliwe. Szczególny problem mają z tym przedstawiciele obozu liberalnego, którzy w przeciwieństwie do przeciwnej strony nie potrafią ukryć swojego cynizmu, a więc nie potrafią zbudować swojej wiarygodności.
Zobacz: Andrzej Stankiewicz: Petru musi złapać opaleniznę? To, co robi, jest niepoważne