"Super Express": - Media obiegła sensacyjna wieść, że SLD nie umieści pana na swoich listach do europarlamentu.
Prof. Adam Gierek: - Media mówiły prawdę - nie będzie mnie na liście SLD, bo nie będzie takiej listy. Proszę zwrócić uwagę, że we wcześniejszych wyborach była wspólna lista SLD i UP. Jako członek Unii Pracy jestem uwzględniany na wspólnej liście. Myślę, że uwzględnią moją kandydaturę, wstępnie już rozmawialiśmy.
- Zajmie pan na niej pierwsze miejsce?
- Koledzy z obu partii wiedzą, że analizując moją kandydaturę, muszą wziąć pod uwagę mój dorobek pracy w europarlamencie. Miejsce na liście będzie wynikać z oceny mojej pracy. Gdyby umieszczono mnie na jakimś nieodpowiednim miescu, to będę musiał się zastanowić, czy to miejsce jest moim osiągnięciom ekwiwalentne. Tym bardziej że większość, a może wszyscy pozostali na liście to debiutanci.
- Drugie miejsce będzie wystarczające?
- Wtedy to przeanalizuję. W poprzednich wyborach też byłem na drugim miejscu i przyznaję, że czułem się mało komfortowo. Jeśli przede mną będzie ktoś lepszy pod względem doświadczenia europejskiego i kompetencji, to sprawa będzie oczywista. W innej sytuacji niewykluczone, że się wycofam. Wierzę jednak, że koledzy ułożą tę listę w sposób właściwy i uwzględnią wszystkie ważne kryteria. Mam wrażenie, że inne partie szukają celebrytów na zasadzie wędki na wyborców.
- Celebrytów, czyli?
- Myślę o Kazimierzu Kutzu. Słyszałem, że będzie kandydował z listy Twojego Ruchu. To ewidentnie wędka na wyborców, którzy są nastawieni prośląsko i nie ma nic wspólnego z kompetencjami. Pan Kutz jest człowiekiem mocno zmęczonym życiem i nie sądzę, żeby fizycznie dał radę. Choć oczywiście, daj mu Boże zdrowie.
- We wczorajszej rozmowie z "Super Expressem" mówił, że czuje się na siłach.
- To bardzo dobrze. Tyle że w europarlamencie nie będzie mógł załatwić kwestii autonomii Śląska, co chce robić. To nie jest to forum.
- Panowie będziecie bezpośrednio rywalizować o wyborców?
- Myślę, że tak. O ile będę odpowiednio umieszczony na liście. Osobiście bardzo pana Kutza lubię, jednak w wielu sprawach się nie zgadzamy. Będę także rywalizować z prof. Jerzym Buzkiem. Z nim będę się spierał na gruncie poglądów gospodarczych. Bardzo negatywnie oceniam reformy, jakie wprowadził.
- Powalczą panowie o głosy Ślązaków. Kazimierz Kutz ostro skrytykował orzeczenie Sądu Najwyższego stwierdzające, że nie ma czegoś takiego jak narodowość śląska.
- Bo nie ma narodowości śląskiej. To oczywista oczywistość. Jest etniczna grupa Ślązaków, która posługuje się kilkunastoma gwarami. Nie ma ani narodowości śląskiej, ani języka.
- Czyli Ślązacy to nie naród?
- To totalna bzdura. Ślązacy to nie naród, tylko lud, i to lud polski. Politycy wymyślili coś, na czym chcą zbić kapitał polityczny. Należy do nich Kazimierz Kutz. Cenię go jako reżysera, ale bardzo źle oceniam jako polityka. Swoimi wystąpieniami prowadzi politykę przeciwstawiania sobie Zagłębiaków Ślązakom i odwrotnie.
- Wracając do koalicji SLD z UP. Nie myślał pan nigdy, żeby wstąpić do SLD?
- W 2001 roku zadzwonił do mnie Aleksander Małachowski, honorowy przewodniczący Unii Pracy, i zaproponował mi start do Senatu. Po zastanowieniu zgodziłem się, ale tylko dlatego, że to była UP, a nie ówczesne SLD. W SLD było wielu ludzi wywodzących się z PZPR - partii, która bardzo nie fair postąpiła względem mojego ojca. W tej chwili te pokolenia nieco się zmieniły i jest inaczej. Na razie mamy koalicję, ale myślę, że w najbliższym czasie UP i SLD się połączą. Jeszcze przed wyborami do polskiego parlamentu. Obie partie mają właściwie ten sam program. Rozmawiał Bartłomiej Nakonieczny