Proces Wiplera. Policjantka: nie połamałam pałki na pośle!

2015-05-19 19:19

Dzisiaj w Sądzie Rejonowym Warszawa - Śródmieście odbyła się druga rozprawa posła Przemysława Wiplera, oskarżonego o znieważenie i naruszenie nietykalności cielesnej policjantów. Chodzi o głośny incydent spod klubu "Enklawa" z 2013 r. W procesie zeznawała Beata J., która obezwładniała polityka.  

Wiplera nie było dzisiaj na sali sądowej. Reprezentował go mecenas Krzysztof Wąsowski. Głównym punktem wtorkowej rozprawy były zeznania funkcjonariuszki Beaty J. Jest ona oskarżycielem posiłkowym i ma status pokrzywdzonej. Podobnie jak policjant Piotr J., który zeznawał tydzień temu. Co zeznała policjantka ze Śródmieścia? M.in. to, że początkowo nie rozpoznała posła Wiplera. Podczas zeznań nazywała go mężczyzną. - Podczas interwencji na ul. Mazowieckiej mężczyzna używał wulgarnych słów, podszedł do nas i powiedział, żebyśmy się odpierd...  Nie stosował się do naszych zaleceń, więc mój partner Piotr J. użył gazu pieprzowego. Był agresywny. Zachowywał się irracjonalnie. Naruszył naszą nietykalność - mówiła policjantka.

Obrońca Wiplera dopytywał. - Poseł zachowywał się irracjonalnie? Jak więc powinien zachowywać się racjonalnie po alkoholu? Ile razy podejmowała pani interwencję wobec osób pijanych? Kilka? Kilkanaście? Kilkadziesiąt? - pytał mec. Krzysztof Wąsowski,

- Więcej niż sto, ale mniej niż tysiąc - odparła policjantka.


Pałka była gumowa, nie mogłam jej złamać

Najciekawiej zrobiło się, kiedy mówiła o szczegółach interwencji wobec posła. - Kiedy mężczyzna się uwolnił, wykopał mi z rękę radiostację (...) próbowałam założyć mu plastikowe kajdanki. Nie ściągnęłam mu spodni. Pałki służbowej używałam kilkukrotnie. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie ile razy dokładnie. Użyłam jej, bowiem mężczyzna kopnął mnie i interweniującego ze mną policjanta. Nie złamałam pałki na mężczyźnie, bo nie mogłam. Pałka była gumowa - opowiadała policjantka.

Ripostował mec. Krzysztof Wąsowski, obrońca Wiplera. - A zna się pani na piłce nożnej? Czy pan Wipler wykonał kopnięcie z woleja czy prostym podbiciem. Czy forhendem czy beckhendem?  Jego zdaniem, nie można leżąc wykonać wykop. Co innego twierdziła Beata J.  - Owszem, można, bo oskarżony mnie kopnął - powiedziała.

 


Poseł wył i płakał

Beata J. wspominała, że o tym iż jest to poseł dowiedziała się w komisariacie na ul. Wilczej, gdzie polityk został odwieziony. Po sprawdzeniu i zweryfikowaniu w internecie okazało się, że jest nim Przemysław Wipler.
- Nie mówił, że jest parlamentarzystą lub że ma immunitet. Nie znałam posła Wiplera z widzenia. Nie kojarzyłam jego twarzy.
Nie interesuję się polityką. Mogę wymienić lub rozpoznać kilka osób - mówiła policjantka. Dodała też, że Wipler na komendzie wył i płakał na przemian.

Mówiła też, że podczas intwerwencji wypadł Wiplerowi na chodnik portfel. - Nie było tam legitymacji poselskiej? - pytał obrońca Wiplera.  - Był tam dowód osobisty, karta bankomatowa i wizytówki. Nie było legitymacji poselskiej - zapewniała Beata J.

Policjantka chce zadośuczynienie

Jak zeznała Beata J., po zdarzeniu miała rozmowę z psychologiem. - Mieliśmy problemy w pracy. Grożono nam i obrażano nas - mówiła na rozprawie. Wniosła też o zadośćuczynienie od posła, choć nie skonkretyzowała czy będzie to żądanie finansowe. - Są inne formy - powiedziała policjantka. - Czy wobec innych pijanych osób, u których Pani interweniowała, występowała Pani z wnioskiem o zadośćuczynienie? - dopytywał mec. Wąsowski. - Nie. To jest pierwszy raz - odparła policjantka.

Do incydentu z udziałem Przemysława Wiplera doszło 30 października 2013 r. przed klubem Enklawa przy ul. Mazowieckiej. Według prokuratury, poseł utrudniał interwencję, naruszył nietykalność cielesną funkcjonariuszy oraz znieważył ich. Badanie wykazało, że miał 1,4 promila alkoholu we krwi.
Z kolei według Wiplera, że to on został pobity przez policjantów i mówił im, że jest posłem. Zaprzecza, by używał siły i wulgaryzmów.