Kwaśniewski: Prezydent Komorowski musi koniecznie wykorzystać czas polskich szans

2010-08-06 12:50

W dzień zaprzysiężenia nowej głowy państwa perspektywy i cele prezydentury Bronisława Komorowskiego ocenia dla Czytelników "Super Expressu" Aleksander Kwaśniewski, Prezydent RP w latach 1995-2005

"Super Express": - Dziś odbędzie się zaprzysiężenie Bronisława Komorowskiego na Prezydenta Rzeczpospolitej. Pamięta pan, co pan czuł, kiedy 15 lat temu stanął przed Zgromadzeniem Narodowym?

Aleksander Kwaśniewski: - To jest tak wyjątkowy moment, że nawet najbardziej doświadczeni w polityce wyraźnie to odczuwają. Byłem zresztą wówczas mniej doświadczony niż Bronisław Komorowski dziś. W takiej chwili wszystko się zmienia. Podejmuje się najważniejszy obowiązek w swoim życiu. Pojawia się wzruszenie, emocja, ale też poczucie historycznej wagi chwili.

- W 1995 roku znajdował się pan w nieco innej sytuacji niż dzisiejszy prezydent. Obawiano się z pańskiej strony recydywy PRL, wielu podważało pańskie prawo do urzędu w związku z przeszłością. Komorowskiemu będzie łatwej?

- Historycznie rzecz biorąc, powinno mu być dużo łatwiej. Kiedy spojrzymy na to, co ostatnio się dzieje, choćby historię z krzyżem pod Pałacem, to początek ma jednak zaskakująco trudny. Tym bardziej że nowy prezydent jest przecież katolikiem, aktywnym członkiem społeczności wiernych. I na pewno nie spodziewał się takiego kłopotu i początku kadencji w atmosferze wojny polsko-polskiej. Trudny start stwarza jednak także pewne szanse. To, co uda mu się poprawić, będzie jego osobistym sukcesem.

- Fatalny stan finansów publicznych, dziura budżetowa, podnoszenie podatków. Tego też jakiś czas temu się nie spodziewał. Jako prezydent będzie musiał podpisać ustawy, których zapewne wolałby uniknąć.

- Tak, ale pod względem strategicznym ma jednak sytuację zdecydowanie lepszą niż ja. Jesteśmy w Unii Europejskiej, wiemy, jak reagują na kryzys inni, możemy czerpać z ich doświadczeń. Gdy spojrzymy na Polskę niejako obok polityki i tego całego jazgotu, to trzeba obiektywnie stwierdzić, że kraj jest dziś w dobrym stanie. Prezydent Komorowski zaczyna też czas polskich szans, które trzeba wykorzystać. Nowa głowa państwa będzie choćby otwierała Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej i szczerze mu tego zazdroszczę. Oczy całego świata będą wówczas skierowane na Warszawę.

- Co doradzałby, a co odradzałby pan nowemu prezydentowi jako doświadczony kolega po fachu?

- Przede wszystkim radzę szybkie wejście w rolę prezydenta. Żeby nawet przez chwilę nie było wątpliwości, że jest politykiem współtworzącym polską rzeczywistość, a nie zajmującym się żyrandolami. Gafa popełniona przez jego partyjnego szefa nie ułatwia mu bowiem startu. Będzie musiał się z tego wyzwolić. Polskę trzeba też przygotować i przeprowadzić przez prezydencję w Unii. Szalenie ważne jest też odpowiednie rozegranie kontaktów z Rosją, zwłaszcza w kontekście śledztwa w sprawie katastrofy, oraz sensowne wyjście z Afganistanu, żeby zakończenie misji w tym kraju nie przeradzało się w porażkę NATO, destrukcję systemu bezpieczeństwa w Europie. Powinien też zwrócić uwagę na takie kraje jak Brazylia, Chiny czy Indie, które u nas niedoceniane, staną się centrami cywilizacyjnymi XXI wieku.

- Doradzałby pan też zapewne zaproszenie na zaprzysiężenie generała Jaruzelskiego. Bronisław Komorowski, pomimo wcześniejszych gestów, nie zdecydował się na to…

- Zaskoczył mnie jego gest i oceniam go źle. To nie tylko błąd. Abstrahując od kontrowersji wokół stanu wojennego, generał byłby zaproszony jako były prezydent PRL i RP. Jako polityk, który wydatnie pomógł rządowi premiera Mazowieckiego. A właśnie w tym rządzie swoją poważną polityczną pracę zaczął Bronisław Komorowski.

- Prezydentowi zamkniętemu w Pałacu nie grozi mania wielkości i oderwanie od rzeczywistości? Pan miał przebłyski, kiedy zapowiadał śpiew i taniec przed Sejmową Komisją Śledczą…

- I niczego bym w tej wypowiedzi nie zmienił. Gdy obserwowałem dziś obrady komisji hazardowej, to tylko utwierdziłem się w swoich racjach. Uważałem i uważam, że komisje śledcze są w Sejmie nieporozumieniem, a nie miejscem wyjaśniania problemu.

- Zarzucano panu jednak posiadanie dworu. Polityk zdany na współpracowników siłą rzeczy odrywa się od realiów…

- To już problem danej osoby. Jak ktoś nie chce, to się nie oderwie. Najbliższych współpracowników głowa państwa wybiera sobie sama. I nigdy nie zrzucałem winy na doradców, zawsze brałem odpowiedzialność za to, co robię. We współczesnym świecie prezydent, mający naprawdę wszystkie informacje, także od takich czy innych służb, nie ma powodu odrywania się od rzeczywistości. Może nią być wręcz przytłoczony. Politykom radziłbym nawet oderwanie się od tej bieżączki i spojrzenie na realia z pewnej perspektywy. Nie zgadzam się z premierem Tuskiem, gdy mówi, że dla ludzi istotny jest tylko obecny czas, a nie jakieś perspektywiczne programy. Do budowania sensownej przyszłości trzeba jednak wyobraźni.

- Pan został prezydentem, będąc liderem swojego obozu politycznego. Czy Komorowskiemu nie grozi rola głowy państwa, którą porusza szyja w postaci Donalda Tuska?

- To na pewno jest pewien eksperyment i nawet obaj ci politycy nie są pewni, jak to będzie działało. Wałęsa i ja byliśmy liderami, Lech Kaczyński współliderem. Radziłbym jednak prezydentowi Komorowskiemu zachowanie swoich ambicji odciskania piętna na polskiej rzeczywistości przy dobrych kontaktach i współpracy z rządem swojej partii. To nie zawsze jest łatwe, ale możliwe. Prezydentowi Komorowskiemu życzę wszystkiego najlepszego.

Aleksander Kwaśniewski

Prezydent RP w latach 1995-2005