Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego: Minister edukacji lansuje donosicielstwo [OPINIE SUPER EXPRES]

2014-12-06 3:00

Rozmowa ze Sławomirem Broniarzem, prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego

"Super Express": - Minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska napisała list otwarty do rodziców. Możemy w nim przeczytać: "Czas przerwy świątecznej w szkołach to dni wolne od nauki dla uczniów, ale nie dni wolne od pracy dla nauczycieli". Rzeczywiście nauczyciele mają wolne, gdy w szkołach nie odbywają się zajęcia dydaktyczne?

Sławomir Broniarz: - Pani minister wykazuje się nieznajomością prawa przez siebie napisanego. Szkoły działają zgodnie z rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej ws. organizacji roku szkolnego. Jest tam zapisane prawo do ustalenia dni wolnych od zajęć dla celów wewnątrzorganizacyjnych placówki. Jakie to będą dni, ustala dyrektor placówki w porozumieniu z rodzicami do 30 września każdego roku szkolnego. Oczywistą rzeczą jest - i tak było zawsze - że są one wolne od zajęć, ale nie są wolne dla nauczycieli. To nie jest urlop. Czym innym jest to, czy szkoła wówczas pracuje. Jeżeli jest dziecko, które nie ma co ze sobą zrobić i przyjdzie do szkoły, i rodzice zgłoszą ten problem, to placówka ma obowiązek zapewnić mu zajęcia opiekuńcze, nie dydaktyczne. Czyli nie będzie lekcji matematyki, ale będą zajęcia świetlicowe.

- Rozumiem, że tak się dzieje?

- Byłoby nieprawdą, gdybym powiedział, że tak jest we wszystkich szkołach, bo mamy ich prawie 29 tysięcy. Oczywiście zdarzają się sytuacje, gdy zajęć opiekuńczych nie ma, ale powołując się na informacje Radia RMF FM z 10 sondowanych szkół, w siedmiu będą one miały miejsce, dwie placówki jeszcze analizowały zapotrzebowanie, a jedna będzie w tym czasie zamknięta. Oczywiście w rejonach, gdzie istnieje trudność z dotarciem do szkoły, gdzie o organizacji roku szkolnego decyduje także przewoźnik dowożący dzieci, one nie przyjdą w czasie dni wolnych. Ale to wcale nie znaczy, że szkoła nie powinna przyjąć choćby jednego dziecka, gdy takie życzenie wyrażą rodzice. Minister o tym doskonale wie, a takie próby obrzydliwego donosicielstwa, jakie próbuje lansować wśród rodziców szefowa MEN, ośmieszają ten urząd.

- Skąd się bierze ten populizm pani minister?

- Pani minister w dalszym ciągu jest bardziej dziennikarzem umiejącym poruszać się w świecie mediów i wie, co może być słabym punktem. Ale pani minister trafia z tym populizmem do garstki rodziców, którzy być może nawet do końca nie wiedzą, że parę miesięcy wcześniej ich reprezentacja w porozumieniu z dyrekcją placówki ustaliła, że nie ma sensu otwierać szkoły. Pani minister wydaje się, że jest to rodzaj zapotrzebowania społecznego, w które trafia. Wydaje się, że szefowa ministerstwa wydającego rozporządzenie o organizacji roku szkolnego powinna wiedzieć, co jest w nim napisane i jakie prawo ma dyrektor szkoły. Mam wrażenie, że pani minister się za bardzo zagalopowała i sama ośmiesza ten urząd. Nawet minister Giertych nie był w tym zakresie tak populistyczny, jak pani Kluzik-Rostkowska.

- Czy ten list otwarty można odczytywać jako badanie gruntu pod likwidację Karty Nauczyciela?

Dokładnie o to chodzi. Pani minister chce zdiagnozować, na ile debata o Karcie nauczyciela zyska aplauz opinii publicznej. Na ile będzie mogła zanieść pani premier Kopacz na talerzu Kartę nauczyciela do skasowania. Tylko, że jest to działanie zgubne z punktu widzenia troski o jakość polskiej edukacji.

- Dlaczego Karta nauczyciela jest ważna?

- Przede wszystkim dlatego, że dzięki niej zarówno nauczyciel ze szkoły w Warszawie, jak i w najbardziej odległym zakątku Polski musi mieć te same kwalifikacje, przejść taki sam proces rozwoju zawodowego i stawiane są przed nim takie same wymagania i kryteria. To gwarantuje jakość i o tym pisał minister Jakubowski, ale dosyć szybko pani Kluzik-Rostkowska pozbyła się go z resortu. Tak na marginesie - pani premier mówi, że jest szczęśliwa z powodu wyników naukowych osiąganych przez polskich nauczycieli, polskie placówki. Z tym, że one są osiągane właśnie "pod rządami" Karty nauczyciela.

- Czy ewentualna likwidacja karty będzie wstępem do komercjalizacji szkolnictwa?

- Ta komercjalizacja już się odbywa. Karta nauczyciela jest solą w oku tych, którzy nie mogą pogodzić się z wydatkami na oświatę. Według tych ludzi najlepiej by było, gdyby rodzice płacili za szkołę albo byli w niej zatrudniani nauczyciele o najniższym poziomie kwalifikacji i najniższych zarobkach. Wtedy da się oszczędzić. Komercjalizacja to jest niestety także ograniczenie równych szans i równego startu, ponieważ wówczas jakość edukacji będzie pochodną zamożności rodziny i zamożności gminy, w której mieści się szkoła. Zresztą raport NIK pokazuje, że samorządy, obchodząc Kartę nauczyciela, mają ogromne oszczędności. Tylko nie przekładają się one na jakość oświaty. Ten raport pokazuje, że w jednej z gmin woj. lubelskiego dokonano ogromnych oszczędności na szkolnictwie. Tylko w badaniu jakości edukacji ta gmina na 2500 badanych jest bodajże na 2313 miejscu. Karta nauczyciela jest gwarantem jakości szkolnictwa. Walka z nią jest próbą rozsadzenia systemu oświaty, z którego możemy być dumni w zjednoczonej Europie. Bo z jakości rządzenia czy pracy parlamentu dumni być nie możemy. Edukacja nas wyróżnia i wszyscy nam jej zazdroszczą.

- Jak ta jakość wygląda w rzeczywistości?

- Znacząca poprawa wyników gimnazjalistów we wszystkich obszarach objętych badaniem PISA 2012 sprawiła, że Polska po raz pierwszy znalazła się w czołówce krajów Unii Europejskiej. Polscy uczniowie poprawili wyniki we wszystkich trzech badanych obszarach: umiejętności matematycznych, rozumowania w naukach przyrodniczych oraz czytania i interpretacji. Polska w 2003 r. była poniżej średniej OECD, a w 2012 r. uzyskała wyniki znacznie powyżej średniej OECD. Żaden kraj na świecie nie osiągnął takiego wzrostu! Również inne badania pokazują wysoki poziom kształcenia w Polsce. Z tegorocznego rankingu OECD "Better Life Index" wynika, że mamy drugi najlepszy system oświaty wśród wysoko rozwiniętych krajów! Wyprzedzamy m.in.: Estonię, Koreę Południową, Niemcy, Szwecję, Japonię, Holandię i Danię. Kolejnym dowodem na wysoki poziom polskiego systemu edukacji jest raport "Krzywa nauczania" opracowywany w firmie Pearson. W tym roku awansowaliśmy na 10. miejsce na świecie i 5. w Europie. Przed nami tacy edukacyjni giganci, jak Korea Południowa i Finlandia. Ale za nami m.in. Francja, Hiszpania, Niemcy i wszyscy pozostali nasi sąsiedzi.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail