"Super Express": - Od 1 stycznia 2013 mają zostać uwolnione ceny energii elektrycznej i Urząd Regulacji Energetyki nie będzie już ingerował w opłaty za prąd. Taka liberalizacja zapowiada drastyczne podwyżki dla konsumentów?
Prof. Elżbieta Mączyńska: - W kwestii energetyki pojawia się wiele dylematów i brak tu prostych rozwiązań. Ani pozostanie przy regulowanych cenach, ani uwolnienie cen nie jest pozbawione wad. Tym bardziej że uwolnienia cen w tym sektorze domagali się producenci. Nie walczyli o to, aby ceny obniżać, ale je podnosić. Pamiętamy zresztą, że w 2007 roku uwolnienie nastąpiło już w przemyśle.
- Ceny prądu dla tych odbiorców poszybowały w górę...
- I to o 40 proc. Oczywiste jest, że dostawcy także w wypadku odbiorców indywidualnych, czyli każdego z nas, też będą chcieli zarobić. To nieuchronne.
- Tu też spodziewa się pani tak wysokiej podwyżki?
- Myślę, że w tej chwili nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak bardzo wzrosną ceny. Niezwykle ważne jest jednak, aby przed drastycznym podniesieniem cen uchronić najbiedniejszych, którzy mogą nie udźwignąć dodatkowych wydatków. Musimy bowiem pamiętać, że prąd to produkt strategiczny, na który każdego powinno być stać.
- Nie wydaje się pani, że tak czy inaczej od stycznia pozostaniemy na łasce i niełasce producentów prądu?
- Cóż, konsumenci indywidualni będą mieli gorszą pozycję wobec producentów. Rynek energetyczny z uwagi na małą konkurencję ma konstrukcję paramonopolistyczną, która sprawia, że mamy tu dyktat producentów wobec konsumentów. Część z nich już dziś nie umie poruszać się w gąszczu przepisów i walczyć o swoje prawa i nie wie, w jaki sposób zmienić dostawcę energii.
- Liberalizacja ma tę konkurencję zwiększyć i doprowadzić do walki o klienta. Nie możemy się jednak spodziewać, że nastąpi to zaraz po uwolnieniu cen.
- Wiadomo, że ta gałąź przemysłu jest kapitałochłonna i potrzeba czasu, aby jakiś nowy producent mógł zaistnieć na rynku i zaczął oferować konkurencyjne ceny na swoje usługi. Dlatego w krótkim czasie nie ma co się spodziewać obniżek opłat, ale postępującego ich wzrostu.
- Wielu zastanawia się, co z dodatkowymi pieniędzmi zrobią dostawcy prądu. To słuszne obawy?
- Zdecydowanie. Pamiętajmy, że polska energetyka jest silnie niedoinwestowana i wymaga znacznej modernizacji. Trudno jednak przewidzieć, czy producenci energii elektrycznej zechcą przeznaczyć wyższe dochody na inwestycje, czy wypłyną one z Polski i zostaną ulokowane w rajach podatkowych.
- Jak wzrost cen prądu może wpłynąć na sytuację ekonomiczną Polski? Bo raczej nie pozostanie to dla niej obojętne.
- Gospodarka to system naczyń połączonych. Im więcej wydamy z naszych budżetów domowych na energetykę, a już wydajemy dużo, tym mniej będziemy mogli przeznaczyć na inne wydatki. Dlatego można się spodziewać spadku konsumpcji.
- A ta przecież napędza nasz wzrost gospodarczy.
- I z tego punktu widzenia podniesienie cen prądu niekorzystnie odbije się na rozwoju naszej gospodarki.
- Czyli zyskają tylko producenci energii?
- Na razie na to wygląda. Choć pamiętajmy, że każda akcja rodzi reakcję. Jeśli będą zbyt mocno szaleć z cenami, w jakiejś perspektywie czasowej pojawią się rozwiązania omijające problemy cen energii. Cały czas czeka nas rozwój energii odnawialnej. Nadal zbyt mało wykorzystujemy rosnący postęp technologiczny energii solarnej. Ale to na pewno pieśń przyszłości.
Prof. Elżbieta Mączyńska
Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego