"Super Express": - Czym pani tak zdenerwowała premiera podczas sobotniego spotkania?
Ewa Kochanowska: - Nie spodziewał się tego, że zapytam go o słowa Vytautasa Landsbergisa, który na sesji Parlamentu Europejskiego przestrzegał moją córkę przed zamachem na jej życie. Może to potwierdzić czterysta osób, które były wówczas obecne na sali. Premier pewnie chciał zaatakować Landsbergisa, ale było mu za trudno. Ponieważ byłam bezbronna i akurat znalazłam się pod ręką, swoją złość skierował na mnie. Wiem, że mogę być irytująca, bo pytam o konkrety. A ja chcę się tylko dowiedzieć, jak zginął mój mąż. Teraz czytam, że jestem chora psychicznie i trzeba mnie izolować.
Przeczytaj koniecznie: Awantura o Smoleńsk. Wdowy po zmarłych politykach krytykują premiera
- Rzecznik rządu Paweł Graś powiedział, że pani pytanie sugerowało, że to premier wydał rozkaz zamordowania pani i tych, którzy śmią zadawać głośne pytania o Smoleńsk. Nazwał to bezczelnością.
- Nie starliśmy się z premierem, choć trochę mu puściły nerwy. Ale co ja poradzę na to, że premier ma krótki lont i nasyła na mnie rzecznika Grasia? Rzecznik rządu rozdął całą sprawę do kryminalnych rozmiarów. Wypaczył sens mojego pytania i nie mogę sobie pozwolić na takie insynuacje. Nie chcę być mianowana na naczelną wariatkę III RP. To niszczy moją reputację i podważa wiarygodność. Dlatego go pozwę.
- Czego pani właściwie oczekiwała od premiera?
- Wraz z innymi przedstawicielami rodzin ofiar katastrofy od wielu miesięcy ślemy listy do różnych instytucji w sprawie śledztwa smoleńskiego. Miotamy się między nimi a prokuraturą, która nas odsyła z kwitkiem. Zdecydowaliśmy więc, że zaapelujemy do premiera o pomoc w przyspieszeniu śledztwa. Premier jednak odpowiada na nasze pytania nieadekwatnie albo w sposób niesatysfakcjonujący. A my naiwnie myśleliśmy, że dla niego ta sprawa jest tak samo ważna, jak dla nas.
Patrz też: Katastrofa smoleńska. Potencjalne powody tragedii według polskich służb - ZDJĘCIA PROKURATORSKIE
- Paweł Deresz mówi, że zakłóciła pani porządek obrad, który został zaproponowany przez premiera, a następnie przyjęty przez zgromadzonych.
- Dziwię się, że pan Deresz tak uważnie śledził to spotkanie, bo generalnie cały czas zajęty jest wychodzeniem do mediów. Premier nikogo nie pytał o zdanie, nie było żadnej demokracji, sam narzucił porządek obrad. My byśmy się z radością podporządkowały, gdyby nie to, że przez pół godziny mówił o niczym w celu wzbudzenia w nas dobrego nastroju. Nie potrzebuję wsparcia premiera. Przyszłam na spotkanie, żeby zadać mu kilkadziesiąt pytań, a nie po to, by słuchać jego opowiadań.
Ewa Kochanowska
Wdowa po RPO, Januszu Kochanowskim