"Super Express": - 30. miejsce w klasyfikacji medalowej w Londynie to kompromitacja dla Polski?
Artur Partyka: - Było gorzej niż w Pekinie, ale przy obnecnym sposobie finansowania należy to uznać za poprawny wynik. Skompromitowała się Austria, której reprezentanci nie zdobyli żadnego medalu. U nas największy niedosyt wiąże się z występem pływaków. Dziesięć krążków to nie powód do wstydu, ale ten wynik kolejny raz obnaża negatywne zjawiska w polskim sporcie.
- O tych negatywnych zjawiskach słyszymy przy każdych igrzyskach...
- Rzeczywiście, po igrzyskach w Atenach i Pekinie krytykowano to samo, co dzisiaj. Czyli przez tyle lat nie udało się wyplenić negatywnych zjawisk. Te same tezy i diagnozy - i na tym koniec. Jest to frustrujące. Teraz krytyka dochodzi też od wewnątrz - ze środowisk sportowych. Czara goryczy się przelała. Najwyższy czas, aby działać.
- Igrzyska pokazały, że problemy w dużej mierze generują działacze związków sportowych. Po co minister sportu angażuje ich do zespołu mającego uzdrowić polski sport? Mają sami siebie uzdrawiać?
- Ja też jestem członkiem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Kto to zrobi, jeśli nie my? I kiedy, jeżeli nie teraz?
- Nie obawia się pan, że Ministerstwo Sportu zaangażowało pana dla ozdoby? Ze względu na nazwisko?
- Nie rozpatrywałbym tego w kategoriach wizerunkowych. Sprawy zaszły za daleko, aby tylko markować działania. Po kilku dniach miałem kilkadziesiąt korespondencji e-mailowych i rozmów. Odzew środowiska jest bardzo duży. Gdyby nie ta mobilizacja, to dalej byśmy dryfowali. W Rio de Janeiro byłoby 7-8 medali i te same dyskusje.
- Może będzie 7 medali. Minister Mucha oczekuje efektów za 12-16 lat.
- Pewne sprawy da się uporządkować jeszcze przed olimpiadą. Głównie te dotyczące sportu na najwyższym poziomie. Natomiast poprawa lub budowanie na nowo szkolenia dzieci i młodzieży to - jak pokazują państwa z sukcesami - dwa lub trzy okresy międzyolimpijskie. Erozja systemu zaszła bardzo daleko. Do tej pory wszystkie działania miały charakter akcyjności. Brakowało szerszego spojrzenia na problem.
- Kiedy słyszymy o kopiowaniu wzorców brytyjskich, to może jest to ambitne, ale też nieco buńczuczne.
- Po słabym występie na igrzyskach w Atlancie Brytyjczycy wzięli się do roboty. Po tym jak przyznano im organizację olimpiady, zintensyfikowali program naprawczy. To się pokrywało z cyklem koniunkturalnym, okresem prosperity ekonomicznej - co usprawiedliwiało duże nakłady finansowe na sport.
- Właśnie, duże nakłady finansowe...
- Tak, nie mamy tyle pieniędzy, ale pewne mechanizmy są uniwersalne. Trzeba je przystosować do naszych możliwości. Np. ścisłą współpracę z samorządem, lokalnymi klubami, resortem edukacji. Poza pieniędzmi potrzebna jest pasja. Robiliśmy przecież kiedyś sport na poziomie światowym. Zaczynało się od szkoły. Kiedy ja zaczynałem, mama kupiła mi trampki, dres a reszta to pasja. Jestem pod ogromnym wrażeniem Węgrów. Powinniśmy się przyjrzeć, co oni robią. To ewenement. Ciekawy przykład, blisko nas.
Artur Partyka
Były wicemistrz olimpijski, skoczek wzwyż