Warszawa wyglądała jak popielisko
Miesiąc po wybuchu Powstania Warszawskiego Czesław Lewandowski trafił do niemieckiej niewoli i został wywieziony do obozu koncentracyjnego. Przeżył „marsz śmierci” z KL Stutthof i w kwietniu 1945 roku wrócił do Warszawy. - Zobaczyłem wszędzie tylko stertę gruzu. Marymont, na którym mieszkałem, wyglądał jak jedno wielkie popielisko. Nie było gdzie się podziać. Warunki bytowe były po prostu przerażające. Włączyłem się do ekip odgruzowujących Warszawę. Dzięki temu miałem przynajmniej jeden ciepły posiłek – mówi nam powstaniec.
Niemcy nie zapłacili za wyrządzone krzywdy
Pan Czesław nie ma wątpliwości, że w ciągu ośmiu dekad, które dzielą nas od wojny Niemcy ciągle nie zapłaciły za wyrządzone wtedy krzywdy. - Jest zasada, że trzeba naprawiać to co się zepsuje. Niemcy tego nie zrobili. Nie ma rekompensaty ani za krzywdy całego kraju, ani poszczególnych osób, które cierpiały w obozach, więzieniach. Nie było i nie ma żadnej rekompensaty. Ciągle czekamy. To jest obowiązek moralny i prawdy. Tu nawet nie ma miejsca na żadną dyskusję – ucina Czesław Lewandowski.