Romuald Szeremietiew: Powrót WSI byłby błędem

2010-09-09 16:30

Ten, kto zgodził się na istnienie w Polsce tajnych więzień CIA, powinien trafić przed Trybunał Stanu - uważa Romuald Szeremietiew, były wiceminister Obrony Narodowej

"Super Express": - Media znów żyją pogłoską o istnieniu w Polsce tajnych więzień CIA...

Romuald Szeremietiew: - Terroryści mordują Bogu ducha winnych ludzi, nie zasługują więc na szczególnie delikatne traktowanie. Ale po to rozwijaliśmy różnego rodzaju instytucje prawne, żeby nie stosować średniowiecznych metod. W naszym kręgu cywilizacyjnym tego rodzaju praktyki są niedopuszczalne. Jeżeli ta placówka istniała na terenie Polski, to ktoś musiał się na to zgodzić. Wówczas trzeba zapytać: czy miał świadomość, na co się godzi? I czy to, co się tam działo, działo się z uwzględnieniem suwerennych praw państwa polskiego do swojego terytorium. Jeżeli odpowiedzi byłyby twierdzące - czyli polski urzędnik zgodził się na łamanie polskiego prawa przez obce służby - to wszystko jest jasne. Trybunał Stanu.

- O jakiego szczebla urzędniku mówimy?

- Nie wyobrażam sobie, aby odbyło się to poza wiedzą premiera i ministra odpowiedzialnego za funkcjonowanie tajnych służb.

- Ostatnio pojawiły się też inne pogłoski, że właśnie służby specjalne mają być ponownie zreformowane. Planowana jest jakaś forma odtworzenia Wojskowych Służb Informacyjnych. Jak pan na to patrzy?

- Nie ma w tych pogłoskach zbyt wielu konkretów. Ale po tym całym trzęsieniu ziemi, które przeszły służby specjalne w ostatnich latach, doradzałbym raczej spokój. Najwięcej wątpliwości dotyczy właściwego podporządkowania służb wojskowych. Zostały one bowiem wyjęte spod bezpośredniego nadzoru MON i przeszły pod kontrolę premiera.

- Najwięcej emocji budzi jednak zapis o możliwości powrotu do służb dawnych oficerów WSI…

- Problem WSI polegał na tym, że były kontrolowane w niewielkim stopniu i nieskutecznie. Powrót do pomysłu, aby podlegały tylko ministrowi, może dać im zbyt dużą autonomię, trudną do opanowania. Czy cywilny minister posiada wystarczającą siłę i kompetencje do kontrolowania takiej struktury? Czy wcześniej szefowie MON kontrolowali to, co robili oficerowie WSI, czy była to raczej ich samodzielna działalność? Z drugiej strony wiadomo, że wojsko, zwłaszcza w misjach zagranicznych, musi dysponować wsparciem służb. Gdyby jednak nowa ustawa przywracała dawne status quo, byłby to krok wstecz.

- Doświadczył pan na własnej skórze tej autonomii WSI. Po trwającym wiele lat procesie został pan uniewinniony od zarzutów korupcji, które pojawiły się w prasie w 2001 r. i doprowadziły do pańskiej dymisji...

- Grupa oficerów WSI rzeczywiście odegrała negatywną rolę w mojej sprawie. Gdy byłem wiceszefem MON, podjęli oni aktywną grę przeciwko mnie. To była kuriozalna sytuacja, gdyż jakiekolwiek wątpliwości powinny skutkować dymisją polityka i dopiero po tym ewentualnie sprawą w prokuraturze. Po latach śledztw i procesów zostałem prawomocnie uniewinniony. Co to więc było? Jedynym "sukcesem" moich prześladowców okazała się grzywna (3 tys. zł) za rzekome przekroczenie uprawnień. Odwołałem się od tego, ale rozstrzygnięcie trochę się odwleka, bo na ostatnią rozprawę kolejny raz nie stawił się świadek Komorowski.

- Komu zależało na skompromitowaniu pana? Lobby zbrojeniowemu z zagranicy?

- Moja polityka, czyli kupowanie licencji i produkowanie broni w polskich fabrykach, mogła nie przypaść do gustu obcym wytwórcom. Dochodzą tu też kwestie polityczne. Prezentowałem własną wizję systemu obronnego państwa, wojska i kierunków modernizacji sił zbrojnych. Kłuło w oczy, że zrobiłem doktorat i uzyskałem habilitację z nauk wojskowych. W przeszłości odbyłem służbę wojskową, jestem oficerem rezerwy. Odnoszę wrażenie, że aby zostać ministrem obrony, należy unikać związków z armią i np. mieć pacyfistyczną przeszłość niczym obecny szef resortu...

- Jak ocenia pan z perspektywy czasu decyzję o likwidacji WSI? Jedni zdecydowanie bronią tego posunięcia, inni podkreślają, że osłabiło to polską armię.

- Mam mieszane uczucia. Trochę jak w dowcipie o zięciu, który słyszy, że teściowa wpadła do rzeki, ale w jego samochodzie. Informacje o działalności tajnych służb powinny być bardzo ostrożnie udostępniane opinii publicznej. Skuteczność tych służb zależy od tego, na ile tę konfidencję zachowują. To nie może jednak oznaczać braku kontroli. W przypadku WSI sprawy musiały zajść tak daleko, że politycy - zarówno PiS, jak i PO - doszli do wniosku, iż nie są w stanie tych służb kontrolować!

- Jedynym posłem PO głosującym przeciwko likwidacji WSI był Bronisław Komorowski. Odwaga? A może przeczucie, że to błędna decyzja, wynikająca z jego doświadczenia w pracy w MON?

- Nie sądzę, by w grę wchodziło takie przeczucie. Jednak głosowanie wbrew opinii własnej partii musi zastanawiać. Komorowski zdaje się nie uzasadnił, dlaczego tak się zachował. Przypuszcza się, że ma jakiś osobisty związek z WSI.

- A może WSI to grupa wolnych elektronów z własnymi interesami? Zeznający przed sądem szef WSI gen. Rusak winę za całą akcję przeciwko panu zrzucił na swojego zastępcę, płk. Mochola. Jak działały te służby, skoro dowódca nie wiedział, co robi jego zastępca?

- Oczywiście pojawia się pytanie, na ile można wierzyć byłemu szefowi WSI. Akcja zastępcy, o której nie wie przełożony, byłaby czymś kuriozalnym. Krążyła pogłoska, że zastępca Rusaka, szef kontrwywiadu WSI płk Mochol prowadził własną grę. Mówiono mi, że za wyeliminowanie mojej osoby dostanie awans generalski i po zmianie ekipy na SLD-owską obejmie WSI jako szef obu struktur: wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Mimo że ówczesny minister obrony narodowej Komorowski wystąpił o taki awans do prezydenta Kwaśniewskiego, ten jednak szefem WSI mianował swojego bliskiego współpracownika Marka Dukaczewskiego.

- Niemal jednogłośna decyzja PiS i PO odnośnie WSI nie mogła być jednak przypadkowa.

- Dziwne powiązania i przeszłość wielu oficerów spowodowały nawet daleko posunięte twierdzenia o tym, że była to organizacja nieomal przestępcza. To przesada, ale niewątpliwie można było i należało w tych służbach dokonać głębokich zmian. Sam przymierzałem się do tego w 1992 r., gdy byłem ministrem obrony. Zamierzałem podzielić WSI na odrębne służby wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Tak wówczas, jak i dziś nie mam najmniejszych wątpliwości, że obie te struktury nie powinny być podporządkowane jednemu szefowi, jak miało to miejsce w WSI. Podział daje większe gwarancje, że służby będzie można kontrolować. Nie jestem jednak przekonany, czy komisja, którą kierował minister Macierewicz, we właściwy sposób oddzieliła ziarna od plew. Oficerowie z wyższej półki mieli faktycznie za sobą skazę PRL-owską i sowieckie szkolenia. Pojawia się jednak pytanie, jak zachować się wobec ludzi, którzy mają unikalną wiedzę na temat działalności w takich służbach. Z drugiej strony problem, jak uniknąć ich potencjalnej zależności od ośrodków zewnętrznych. Na pewno wszelkie takie reformy powinno się przeprowadzać w dużej dyskrecji. Raport, który stworzono na temat WSI, powinny znać osoby zajmujące kluczowe stanowiska w systemie bezpieczeństwa państwa. Nie powinien być dostępny szerokiej publiczności.

Romuald Szeremietiew

Były minister i wiceminister obrony narodowej, poseł na Sejm III kadencji, doktor habilitowany nauk wojskowych, profesor KUL