"Super Express": - Polski rząd zamierza zwiększyć obecność Polski w Afganistanie nawet o tysiąc żołnierzy.
Jerzy Szmajdziński: - Uważam, że to błąd. Nie stać nas obecnie na aż tak duży udział w misji NATO. Nie mamy odpowiednich warunków. Po odpowiedniej ocenie możliwości wojskowych powinniśmy nawet wyznaczyć datę wyjścia z Afganistanu.
- Kiedy powinniśmy wycofać polskie wojska?
- Gdyby istniał kompleksowy plan zmian w Afganistanie, to powinniśmy pozostać jeszcze kilkanaście miesięcy. Jeżeli nie ma takiego planu, to powinniśmy zrezygnować z odpowiedzialności za całą prowincję Ghazni i stopniowo redukować naszą obecność. Aż do jej wygaśnięcia. Podobnie jak w przypadku Kanadyjczyków, powinno to nastąpić z końcem przyszłego roku.
- Widzi pan taki kompleksowy plan dla Afganistanu?
- Odnoszę wrażenie, że zarówno NATO, jak i prezydent Karzai mają wyłącznie plan militarny. Bezpieczeństwa i rozwoju nie zapewnia się zaś tylko siłami wojskowymi. Nie ma pomysłu na pokonanie narkobiznesu, odbudowę gospodarki, armii, administracji. Odgrodzenia od talibów z Pakistanu. Dopóki takich planów nie ma, powinniśmy ograniczać się do zadań logistycznych. Choćby takich, jak perfekcyjnie wykonana przez nas ochrona lotniska i organizacja ruchu lotniczego w Kabulu.
- Dlaczego rząd upiera się przy zwiększeniu polskiego udziału?
- Odnoszę wrażenie, że wynika to z prymatu polityki nad oceną zdolności naszych sił zbrojnych. Przy całym szacunku dla postawy żołnierzy, trzeci i czwarty wyjazd do Afganistanu jest bezproduktywny. Mamy dość skromne zasoby wojskowe. Obecnemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych takie deklaracje przychodzą zbyt łatwo. Realizacja spada później na barki szefa MON, którego opinia nie zawsze jest brana pod uwagę.
- Rząd twierdzi, że wychodzenie z Afganistanu byłoby niepoważne wobec sojuszników z NATO.
- Ale o zakończeniu misji mówią sami sojusznicy! Wspomniałem o Kanadyjczykach. Bliscy określenia daty wyjścia są Niemcy. Myślę, że powstrzymają się z ograniczaniem swojego udziału, gdy pojawi się kompleksowy program przywracania bezpieczeństwa i pokoju, o którym mówiłem. Owszem, Afganistan jest miejscem szkolenia ugrupowań terrorystycznych i poprawa sytuacji w tym kraju przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa na całym świecie. Polska powinna być solidarnym i pewnym sojusznikiem. Ale sojusznicy też powinni zrozumieć nasze ograniczenia i pewien brak możliwości.
- Patrząc wstecz, widzi pan błąd w decyzji o wysłaniu polskich wojsk do Iraku bądź Afganistanu?
- Przy całej ich kontrowersyjności, nie widzę. Dzięki misjom polskie siły zbrojne radykalnie się zmieniły. Doświadczenie i wyszkolenie naszych żołnierzy jest wielkim kapitałem.
- Społeczeństwo ma więcej wątpliwości w tej sprawie. Gdyby korzyści z Iraku wykraczały poza wyszkolenie żołnierzy, były bardziej widoczne politycznie i gospodarczo, obie misje byłyby zapewne mniej kontrowersyjne
- To prawda, ale gdyby taka logika obowiązywała wszystkie 34 kraje biorące udział w operacji w Iraku, to tego kraju nie zostałoby nawet dla jego mieszkańców. Kwestia bezpieczeństwa nie jest kwestią korzyści gospodarczych.
Jerzy Szmajdziński
Wicemarszałek Sejmu, poseł SLD, były minister obrony narodowej
Zobowiązań należy dotrzymywać "Super Express": - Czy zwiększanie udziału wojsk w Afganistanie aż o połowę jest uzasadnione?
Grzegorz Dolniak: - Na spotkaniu NATO zgoda na zwiększenie misji była powszechna. Przyznano jednak, że za wzrostem obecności militarnej musi iść plan odbudowy kraju. Polska jest jednym z 42 podmiotów tej misji. Wyjście z Afganistanu dziś byłoby wyjściem na tarczy, opuszczeniem przyjaciół. Prawdziwego sojusznika poznaje się właśnie w trudnych czasach. W 2001 roku zaatakowano jedno z państw NATO - USA. I powinniśmy wywiązać się z zobowiązań. Afganistan powinniśmy opuścić tak, jak opuszczaliśmy Irak, w poczuciu zrealizowania misji. Obecnymi siłami w Ghazni, możemy tego nie osiągnąć.
- Były szef MON Jerzy Szmajdziński sugeruje, że Polska powinna wręcz zmniejszać kontyngent i wycofać się do końca 2010 roku.
- Nie rozumiem tego punktu widzenia. Wycofywanie się przed spełnieniem zobowiązań, składanych także przez ministra Szmajdzińskiego, byłoby złamaniem słowa. Właśnie za rządów SLD nieprzypadkowo podjęliśmy decyzję o wysłaniu wojsk, zapominając o podziałach politycznych.
- Misja to także koszty. W tym samym czasie PO poszukuje oszczędności w budżecie, chcąc reformować armię.
- Tak, ale dzięki tej misji zyskujemy poziom wyszkolenia i zdolności bojowej wojska, o jakich wcześniej nie mogliśmy marzyć. Ludzie po Iraku i Afganistanie to kręgosłup-em naszej armii i bezpieczeństwa Polski. Tego nie zastąpią poligony. Dzięki misjom mamy też dostęp do najnowszego sprzętu i uzbrojenia. Kto jeszcze do niedawna myślał w Polsce o bezzałogowych samolotach? Co do kosztów, to przypomnę, że zrewidowaliśmy sensowność udziału polskich misji wojskowych poza granicami kraju. Dziś ograniczamy je praktycznie tylko do Afganistanu i Bałkanów.
- Wrażenie, że Polska uczestniczy w misjach, nie mając z tego żadnych korzyści, jest jednak silne.
- Tego nie można jednoznacznie przesądzać. Korzyścią jest już to, że Polskę bierze się pod uwagę jako miejsce inwestycji systemu obrony antyrakietowej, pojawienia się wojsk USA. Postawa naszego kraju jako sojusznika stanowi też gwarancję, że NATO pomoże nam w przyszłości, gdy sami znajdziemy się w potrzebie.
- Na ile przesądzone są plany wysłania tysiąca polskich żołnierzy? Można odnieść wrażenie, że rzecznik MSZ Piotr Paszkowski pospieszył się z deklaracjami.
- Ostateczna decyzja w tej sprawie będzie należała do premiera i prezydenta. Wszystko, o czym mówimy, jest do tej pory tylko dywagacjami i wstępnymi założeniami. Wzmocnienie polskich sił w Afganistanie, jak i odwodów w kraju wydaje się jednak przesądzone.
Grzegorz Dolniak
Wiceprzewodniczący Klubu Platformy Obywatelskiej, członek Sejmowej Komisji Obrony Narodowej