Zaczęło się kilka tygodni temu od złego samopoczucia, fatalnej kondycji i dziwnego, przeszywającego bólu w klatce piersiowej. Było na tyle źle, że rzecznik Andrzeja Dudy nie chciał w żadnej mierze ryzykować i nie wybrał się w połowie czerwca z prezydentem do Stanów Zjednoczonych, aby spotkać się z Donaldem Trumpem (73 l.), tylko trafił na stół operacyjny do jednego z warszawskich szpitali. Tam przeszedł czterogodzinną operację, a lekarze wycięli mu kilkucentymetrowego guza z płuc. - Miałem guza pomiędzy płucami w klatce piersiowej. A już wcześniej trafiłem do szpitala z dziwnymi objawami. Okazało się, że choroba, konkretnie miastenia, była spowodowana tym guzem. Lekarze mi go wycięli. Czekam na wyniki histopatologiczne, ale raczej to nie był rak – opowiada nam minister Błażej Spychalski.
W tych ciężkich chwilach miał wsparcie nie tylko rodziny, ale też prezydenta Andrzeja Dudy. - Prezydent do mnie dzwonił, martwił się, za co mu dziękuję – dodaje Spychalski. I apeluje do Polaków, aby się badali. - Polecam każdemu robienie podstawowych badań – zaznacza minister, który bierze jeszcze leki i ma nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. - Teraz czuję się o niebo lepiej, wtedy czułem się fatalnie. To był dla mnie i nie tylko dla mnie trudny czas – kwituje Błażej Spychalski.