- Jeśli ktoś nie poprze rozwiązań dotyczących obniżenia pensji polityków, to straci szansę na miejsce na liście wyborczej – mówił w kwietniu 2018 roku Jarosław Kaczyński, zapowiadając obniżenie o 20 proc. uposażeń parlamentarzystów. Było to reakcja na aferę z nagrodami w rządzie Beaty Szydło, która mocno zbulwersowała opinię publiczną. Ostatecznie głosowanie wzbudziło wiele emocji, padały wzajemnie oskarżenia i niewybredne określenia. Za ustawą głosowało 240 posłów, 2 było przeciw, a 5 się wstrzymało. W głosowaniu nie wzięli wówczas udziału politycy PO, Nowoczesnej i PSL-UED. Już wtedy wielu posłów PiS wyrażało swoje niezadowolenie z tej decyzji swojego lidera...
Zobacz: Posłowie PiS płaczą po obniżkach pensji
Teraz, według ustaleń "Gazety Wyborczej", najbardziej narzekający na obniżkę szeregowi posłowie PiS wytypowali Ryszarda Terleckiego (nie chciał jednak tego potwierdzić), aby ten porozmawiał z posłami opozycji. Mieliby oni złożyć projekt zmiany ustawy o wynagrodzeniach, a partia rządząca miałaby nie protestować i go poprzeć. Inna z opcji zakładała, że z inicjatywą miałby wyjść Senat.
Parlamentarzysta Lewicy zdradził gazecie, że posłowie PiS mają narzekać, że ich asystenci w spółkach skarbu państwa zarabiają więcej od nich. Na razie opozycja nie zdecydowała się jednak na taki krok. To może być jednak tylko kwestia czasu. - Są koledzy, którzy mają na utrzymaniu liczną rodzinę i z trudem wiążą koniec z końcem - zdradził gazecie polityk PSL. Podobnie jak inni rozmówcy gazety nie chciał on jednak ujawnić swojego nazwiska w obawie przed "populistycznymi atakami".
Przypomnijmy, że obecnie posłowie dostają niecałe 6 tys. zł netto, plus 2,5 tys. diety na wykonywanie mandatu posła i 14 tys. na utrzymanie biura poselskiego.
Czy według was to wystarczające wynagrodzenie? Zachęcamy do wzięcia udziału w naszej sondzie!