Nikt nie widział jak wypłacała mi pieniądze
Ta historia zaczęła się jeszcze przed wyborami w 2023 roku. Do posłanki zgłosiły się panie, niezależnie od siebie, które sympatyzowały z PO i chciały pomóc w kampanii. - Moim zadaniem podczas kampanii było pilotowanie, zamówień, pomoc przy prowadzeniu social mediów, itp. Na samym końcu rozliczanie faktur i ich zbieranie od firm, przekazywałam je do Biura Regionu PO w Katowicach – relacjonuje Ilona P., która została zatrudniona przez posłankę.
Helena P. mówi nam, że zaczęła pracę w 2024 roku. - Za wykonana pracę za styczeń dostałam w gotówce 2300 złotych. Nikt nie widział jak pani poseł wypłaca mi wynagrodzenie – słyszymy.
Szybko okazało się, że pracy w biurze, szczególnie w związku z wyborami samorządowymi było zdecydowanie więcej niż zapowiedziała posłanka Pępek. Jednak nie wiązało się to wcale z większymi wynagrodzeniami.
Pracowałyśmy na czarno
Obie panie zostały zwolnione kiedy upomniały się o zapłatę za przepracowane dziesiątki nadgodzin. Przez wiele miesięcy chciały załatwić sprawę polubownie, żeby nie zaszkodzić formacji, z którą sympatyzują. Jak słyszymy przedstawiały różnym organom Platformy Obywatelskiej, począwszy od terenowych, dowody na to, że pracowały dla posłanki Małgorzaty Pępek. - Rzecz w tym, że i Pani Poseł znalazła się w kłopocie. Gdy sprawa się „wyleje”, okryje się ona niesławą jako Poseł RP i jako człowiek. Nie wspomnę o odpowiedzialności wobec prawa, ZUS i fiskusa za przyjęcie do pracy pracownika i nie odprowadzenie stosownych składek, bo nie podpisała umowy na piśmie. To wszystko są konsekwencje, z których Pani Poseł będzie rozliczona przed sądem, jeśli z Panią Iloną będziemy zmuszone tam pójść. Stąd moja prośba o mediacje - czytamy w piśmie do premiera Donalda Tuska. - Mogą Panie rozważyć zgłoszenie się bezpośrednio o pomoc do Państwowej Inspekcji Pracy. Bezpłatne porady prawne z zakresu prawa pracy udzielane są również telefonicznie przez min. Główny Inspektorat Pracy - tak wyglądała odpowiedź przesłana przez Kancelarię Premiera w październiku 2024 roku.
Właśnie po braku satysfakcjonującej reakcji na kolejne pisma władz PO i marszałka Sejmu pojawiło się zawiadomienie do prokuratury. - Pracowałyśmy na czarno. Oszustwo i łamanie praw pracowniczych nie były przedmiotem zainteresowania ani regionalnych władz partii, ani klubu – słyszymy od Heleny R.
Kobiety pracowały za minimalną stawkę godzinową. Faktycznie, jednak uwzględniając nadgodziny, okazuje się , ze zarabiały znacznie mniejsze pieniądze. Ilona P. uważa, że posłanka KO jest jej winna 20 tysięcy złotych, w przypadku Heleny R. to połowa tej kwoty. - Podam te panie do sądu o zniesławienie. Takich rzeczy się nie robi – zapowiada Małgorzata Pępek.
Ilona P. przyszła do biura poselskiego i powiedziała, że jest w fatalnej sytuacji, że nie ma za co żyć i gdzie mieszkać. Zaopiekowałam się nią i pomogłam jej. Zatrudniłam ją na część etatu. Odprowadzałam składki, wszystko legalnie. Druga z pań, Helena, na siłę nachalnie wciskała się do pracy. Non stop przychodziła do biura. Zawarła jakieś znajomości przy kampanii samorządowej, nie miałam z tym nic wspólnego. Nie miałam z nią żadnej umowy. Pisała jakieś notatki, przychodziła tam do roboty nachalnie, wciskała się. Wymyśliła sobie, że będzie u mnie pracować. Nie zrobiłam jej nawet asystentem społecznym. Nie miałam do niej zaufania - tłumaczy całą sprawę Małgorzata Pępek z Platformy Obywatelskiej
