Jak zatrzymać Łukaszenkę?
Polityka PiS na granicy z Białorusią była jak dotąd nie tylko okrutna, ale też nieskuteczna. W lasach przygranicznych umierają kolejni ludzie. Z drugiej strony znacznej części migrantów udało się już pojechać dalej, do Niemiec. Inni błąkają się po lasach tygodniami. Nikt tego tak naprawdę nie kontroluje. Rządzącym brak pomysłu na trwałe rozwiązanie. Po cichu zaś liczą, że "sprawa się sama rozwiąże". Czytaj: ktoś załatwi problem za nich.
Zamiast szczuć na uchodźców i budować w społeczeństwie poczucie zagrożenia, można było działać realnie. I nie mam tu na myśli militarnych demonstracji przy granicy, z których pożytek jest raczej skromny. Są oczywiste, twarde narzędzia gospodarcze, których mogliśmy użyć, żeby zastopować białoruskiego dyktatora. To nie tylko handel graniczny. Przez Polskę i Białoruś biegnie Nowy Jedwabny Szlak, trasa z Chin przez Azję Środkową i Europę aż do Londynu. Na granicy polsko-białoruskiej zmienia się szerokość torów - u naszych wschodnich sąsiadów są one szersze. Przeładunek następuje w polskim terminalu w Małaszewiczach, który obsługuje pociągi towarowe. To właśnie tędy przyjeżdżają towary z Chin. Nie trzeba Alberta Einsteina, żeby wiedzieć, na kim możemy w tej sytuacji wywrzeć presję.
Białoruskiego dyktatora nie stać na prowadzenie polityki wbrew Pekinowi. Dla Chin z kolei kwestia utrzymania Nowego Jedwabnego Szlaku, dalszych inwestycji w terminal Małaszewiczach i jego sprawna praca jest priorytetem. To z kolei w dużej mierze zależy od decyzji zapadających w Warszawie. Polski rząd mógł dawno wykorzystać tę chińską kartę. Nie zrobił tego. Wybrał okrutny i nieskuteczny teatr na granicy.
Ani stan wyjątkowy, ani ściganie po lasach dziennikarzy, ani nieludzkie i zwyczajnie podłe push-backi nie są sposobem rozładowania tego kryzysu. Polscy żołnierze mogą pilnować naszej granicy - ale niezależnie od tego, jak głośno będą im klaskać politycy PiS, oklaski nie sprawią, że źródło problemu zniknie.
Pora, żeby polski rząd zaczął działać z sensem. Chyba, że chcemy, by kryzys na wschodniej granicy znów załatwił, ponad naszymi głowami i niekoniecznie w sposób bezpieczny dla Polski, ktoś inny.