Kornel Morawiecki miał pożyczyć 96 tys. w 2013 r. Środki miały pochodzić z kasy fundacji Jegierskiego - "SOS dla życia", a ściślej mówiąc z dotacji przekazanej organizacji przez bank zarządzany wówczas przez. Mateusza Morawieckiego. - Pożyczyłem te pieniądze właśnie ze środków z dotacji (...) Wypłaciłem i zaniosłem w gotówce do siedziby stowarzyszenia (Solidarność Walcząca - przyp.). Nie mówił, na co pieniądze pójdą, ale wydaje się, że na jakieś działania stowarzyszenia lub dla osób powiązanych - powiedział ksiądz w rozmowie z portalem Niezależna.pl. Dziennikarze dotarli też do pisma, jakie Jegierski wystosował do szefa rządu. "Brak spłaty środków, które należą do fundacji, powoduje, że zasadne jest poniższe zawiadomienie do prokuratury" - czytamy w nim. Umowy jednak nie spisano. Dowodem ma być pokwitowanie z podpisem "Kornel Morawiecki" oraz pieczątką Solidarności Walczącej. Ale kartka, którą widać obok, wygląda co najmniej dziwnie. Czy jest prawdziwa? - Niestety, obawiam się, że mamy do czynienia z oszustwem. Nie wykluczam, że ktoś posłużył się podrobionymi dokumentami, ale trudno było nam to wyjaśnić z księdzem Jegierskim, ponieważ z nieznanych mi powodów odmawiał nam spotkania - powiedział Kornel Morawiecki w rozmowie z "Gazetą Polską", twierdząc, że żadnych pieniędzy nie pożyczał.
Co dalej z tą sprawą? O to chcieliśmy zapytać samych zainteresowanych. Niestety, ani z Morawieckim, ani z Jegierskim nie udało nam się wczoraj skontaktować mimo wielokrotnych prób.