Debata Kaczyński - Tusk z 2007 roku

i

Autor: Adam Chełstowski / Forum Debata Kaczyński - Tusk z 2007 roku

POLITYKA RETRO

Porażka, po której traumę Kaczyński leczy do dzisiaj. Tak debata z Tuskiem w 2007 roku zmieniła oblicze polityki

2022-12-10 5:00

"Kurczaki i ziemniaki", "Donaldku, Donaldeczku, Donaldusiu" - te teksty kojarzymy chyba już wszyscy. Padły one w pamiętny wieczór 15 lat temu, podczas którego doszło do ostatecznego, wieńczącego pierwsze rządy PiS starcia liderów dwóch obozów. Debata Kaczyński - Tusk z 2007 roku była momentem przełomowym, a im dalej od tej daty, coraz lepiej jest to widoczne. W nowym cyklu "POLITYKA RETRO" wracamy do tych pamiętnych wydarzeń.

Był piątek 12 października 2007 roku. Przedterminowe wybory parlamentarne zarządzone na początku września zaplanowane zostały na 21 października, czyli miały się odbyć w niedzielę za tydzień. Debata pomiędzy Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim była więc jednym z ostatnich elementów kampanii wyborczej, która trwała już w najlepsze. Chyba nikt nie spodziewał się jednak, że na tydzień przed wyborami ich wynik rozstrzygnie się w studiu telewizyjnym, a porażka prezesa PiS będzie tak przytłaczająca, że jak powiedział dr Mirosław Oczkoś, Jarosław Kaczyński z traumy po przegranej debacie leczy się do dzisiaj.

Po debacie wszyscy eksperci i komentatorzy poza jednym głosem wskazywali na zwycięstwo Donalda Tuska. Litości dla Jarosława Kaczyńskiego nie miały też sondaże, ponieważ nie było ani jednego, który wskazywał na jego zwycięstwo. Nawet w otoczeniu prezesa wskazywano właśnie Tuska jako zwycięzcę. Wspomniany jedyny głos, który nie optował za liderem PO, należał do prof. Jadwigi Staniszkis, byłej przyjaciółki Jarosława Kaczyńskiego. Ta co prawda nie wskazywała na triumf liberała, ale także na zwycięstwo przyjaciela. Mówiła o remisie.

Debata Kaczyński - Tusk z 2007 roku. Dwóch polityków, jedna strategia

Od początku debaty między panami dało się wyczuć, że przyjęli tę samą strategię. Zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Donald Tusk postanowili siebie samych przedstawić jako pochodzących z ludu, podczas gdy przeciwnik miał być "tym z elity". W prosty sposób miało to wykazać, że "ja jestem tutaj z ludźmi, stąpam po ziemi, a ty bujasz w obłokach i na prostych ludziach zbijasz kokosy". Tyle tylko, że lepiej wdrażanie tej strategii wyszło Donaldowi Tuskowi.

W pierwszej części debaty politycy okładali się kwestią cen, rozmawiali bowiem o gospodarce. To wówczas Donald Tusk na ostro wyszedł z kwestią cen, które w dwa lata rządów PiS wzrosły, a mówił wówczas o takich artykułach jak chleb, ziemniaki, gaz, benzyna oraz poruszył kwestię płac wśród pielęgniarek. I tutaj Tusk wypadł lepiej, bo w przeciwieństwie do Jarosława Kaczyńskiego potrafił podać konkretne kwoty wzrostów. Dzięki temu, gdy wytknął Jarosławowi Kaczyńskiemu, że zaniżył podane przez niego w procentach wartości, brzmiał wiarygodnie.

"Dyplomatołki", "antypolskość" i zabijanie jak spluwanie

Gdy poruszane zostały kwestie dotyczące spraw zagranicznych, Donald Tusk oskarżał ówczesny rząd PiS o niekompetencję i przypominał ukute przez Władysława Bartoszewskiego określenie "dyplomatołki". Zwracał uwagę na fatalne stosunki z Niemcami, Rosją i słabość szefowej MSZ, Anny Fotygi. W odpowiedzi Jarosław Kaczyński oskarżył wówczas Donalda Tuska o "antypolskość".

Przeciwników połączyć miała miłość do Polski. Mieli jednak inne wizje. Donald Tusk przekonywał, że chce drugiej Irlandii, a Jarosław Kaczyński kontynuacji budowy IV RP. - Dzięki nam Polacy płacą niższe podatki. Walczymy z korupcją, a to jeśli chodzi o tanie państwo rzecz najważniejsza. No i trzymamy z dala od władzy PO i LiD i to najlepsza walka o tanie państwo. A Samoobronę od władzy państwowej trzymaliśmy bardzo daleko. Zaraz za nią zawsze maszerowało CBA - mówił wówczas Jarosław Kaczyński.

Wówczas w odpowiedzi Donald Tusk posłużył się anegdotą, która miała pokazać nieobliczalność Jarosława Kaczyńskiego. Przytoczył bowiem sytuację, gdy w latach 90. razem z Kaczyńskim jechał windą. Wówczas ten wyciągnął pistolet i miał powiedzieć "dla mnie zabić cię to jak splunąć". I choć prezes Kaczyński zaprzeczał, że nie było takiego wydarzenia, to było to słowo przeciwko słowu, a bardziej sensacyjnie brzmiała historia Tuska, niezależnie od jej prawdziwości.

Jeśli wygramy, to stworzymy dobry rząd. Gdybym chciał z LiD-em stworzyć rząd do odwetu, to bym stworzył przed wyborami. A pan dla władzy zrobi z każdym wszystko - odpowiadał Donald Tusk pytany o dalsze plany na przyszłość w wypadku wygranych wyborów.

Atmosfera po debacie. Politycy widzieli swoje zwycięstwo, ale tylko jednemu triumf potwierdzali eksperci i sondaże

- Czuję się zwycięzcą. Donald Tusk się przygotował, ale tylko do powtarzania formułek. Donald Tusk jest nastawiony wyraźnie na sojusz z LiD-em mówił po debacie Jarosław Kaczyński i robił wówczas dobrą minę do złej gry. Jak bowiem wspominał później Michał Kamiński, obecny członek PSL i senator, a wówczas przyboczny Kaczyńskiego, sztab wyborczy PiS oglądał starcie i nastroje były już wówczas raczej marsowe.

Pan premier był trochę zmęczony i nieprzygotowany. Sądzę, że plan wykonałem. To było realne starcie. Argumenty pana premiera mnie przygnębiały. Premier chce wmówić, że w statystykach jesteśmy bogatym krajem, a jest inaczej. Mam nadzieję, że przekonałem ludzi. Jeszcze więcej wiary u młodych i możemy to wygrać - przekonywał Donald Tusk. I faktycznie, prezes Kaczyński przed debatą nie dał sobie czasu na odpoczynek i podejście do tematu na świeżo, co potwierdzali potem ludzie ze sztabu prezesa PiS.

Debatę po zakończeniu komentowali eksperci od polityki. Politolog Aleksander Smolar wskazywał wówczas: "Tusk niewątpliwie osiągnął sukces, ponieważ pokazał się w tej debacie jako postać wyrazista, zdecydowana, ofensywna, z dobrym sensem riposty i kompetentna".

Medioznawca prof. Wiesław Godzic mówił natomiast o "początku końca PiS". - Doszło do zamiany ról: po raz pierwszy zobaczyliśmy Tuska błyskotliwego, precyzyjnego, z charyzmą, a po drugiej stronie zagubionego, zestresowanego premiera. To może oznaczać początek końca PiS-u - mówił ekspert.

Wątpliwości nie miał także prof. Kazimierz Kik. Politolog nazwał zwycięstwo Donalda Tuska "nokautem". Mówił też, że punktował sobie każdą z części debaty. Pierwszą Tusk wygrał 9:0, drugą 8:0, a trzecią znów 9:0. - Praktycznie rzecz biorąc to była gra do jednej bramki. To niebyło zwycięstwo, to był nokaut. Kaczyński został znokautowany, zwłaszcza w kontekście zapowiedzi, jaki to Tusk jest marny - mówił Kazimierz Kik.

Co ciekawe, nawet związany później z PiS prof. Zdzisław Krasnodębski wskazywał na zwycięstwo Donalda Tuska. - Wygrał Donald Tusk. Premier Kaczyński był zepchnięty do defensywy. Tusk był stroną, która przejęła inicjatywę, a premier był wyraźnie źle "ustawiony" i nie był przygotowany na tak ostrą od początku wymianę zdań - wskazywał prof. Krasnodębski, którego zdaniem Kaczyński zaczął odrabiać straty dopiero na samym końcu debaty.

Poniżej galeria ze zdjęciami z opisywanej debaty Kaczyński - Tusk z 2007 roku

Sonda
Czy debata Tusk-Kaczyński powinna dość do skutku?
Prof. Antoni Dudek: "Polska jest opanowana przez kulturę przesady, a Kaczyński jej tworzeniu ma ogromne zasługi" [Express Biedrzyckiej]