Relacja z przebiegu choroby posłanki PiS jest naprawdę wstrząsająca. Organy miały odmawiać jej posłuszeństwa, a także nie miała możliwości i siły załatwiać potrzeb fizjologicznych. Swoje wyzdrowienie wiąże z cudem, a to, że przeżyła, jest - jej zdaniem - zasługą Boga. "Wysiadały mi po kolei wszystkie organy wewnętrzne, zaczęło się od zaatakowania nerek. Człowiek przy takim bólu nie może się ruszyć. Staje się całkowicie zależny od drugiego człowieka. Leży w pampersie i nie może nic. Do tego zapadały mi się żyły, nie można było wpiąć wenflonu. Lekarze chcieli mi podpiąć wenflon do tętnicy szyjnej. Bałam się tego. Bardzo" - mówiła dziennikarzowi WP Barbara Dziuk. Najbardziej poruszające jest chyba to, że polityk mogła mieć przeszczepiane płuco i poszukiwano dla niej sztucznego. Jej córka zaproponowała matce, że odda swoje. W kościołach diecezji, na terenie której mieszka Dziuk, odbywały się msze w jej intencji. Ostatecznie wygrała walkę z Covid-19, ale konsekwencje jego przebycia, ponosi do dzisiaj. Przez branie ogromnej ilości sterydów, miała problemy z cukrem i jest pod opieką diabetologów. Ma także problemy ze wzrokiem. Do niedawna wypadały jej włosy, jak po chemioterapii, a każdy krok oznaczał potworny ból.
ZOBACZ TEŻ: Marta Kaczyńska z synkiem poszli na spacer. Jeden szczegół zwraca uwagę. Maluchowi można pozazdrościć!