To były dobre dwa lata, jeśli patrzeć na pozycję Polski w Unii Europejskiej. Bardzo dobrze, że poprawił się wizerunek Polski jako kraju proeuropejskiego. Mam taką teorię, że lepiej działać rozważnie, choć stanowczo i dzięki temu być skutecznym, niż głośno protestować w mediach, ogłaszać skrajne stanowiska i walić pięścią w stół, ale nie uzyskiwać rezultatów.
Polska jest dziś traktowana w UE jako istotny partner. Polsko-szwedzka inicjatywa dotycząca partnerstwa wschodniego to sukces. Pozwoli Unii zachować równowagę wobec najbliż-szych sąsiadów z południa i wschodu Europy. Inicjatywa dotycząca krajów basenu Morza Śródziemnego już istniała wcześniej. To dobrze, że teraz UE bardziej otworzy się na Wschód.
Debata dotycząca sprawiedliwego podziału kosztów walki z klimatem jeszcze trwa, ale głos Polski jest słyszalny. Nawet jeżeli nie wszyscy podzielają polski punkt widzenia, to słyszą przekonujące, poważne argumenty.
Warto pamiętać, że rok temu Polska zgłosiła poprawki do tzw. pakietu klimatycznego i uzyskała na nie zgodę. Postanowienia tego pakietu przez długie lata będą miały wpływ na unijną i polską gospodarkę. Taka umiejętność proponowania kompromisów, w rezultacie korzystnych dla całej Unii, jest bardzo potrzebna.
Umocniła się też pozycja Polski w regionie. Oczywiście nie wszystkie polskie inicjatywy kończą się sukcesem, ale to jest normalne w UE złożonej z 27 krajów.
Polska wciąż buduje swoją pozycję w Unii, bo z jednej strony jest szóstym co do wielkości krajem, ale z drugiej strony wciąż rozwijającą się, słabszą gospodarką. Teraz jednak, w czasie kryzysu, Polska jest jedynym krajem, który w kolejnych kwartalnych analizach ma tak pozytywne wskaźniki wzrostu gospodarczego. To jest także zasługa rządu, choć oczywiście najbardziej przysłużyli się temu Polacy. Wytrwale nie poddają się kryzysowi, który przyszedł do Polski z zagranicy. Taka odporna na kryzys gospodarka wzmacnia wiarygodność Polski na arenie międzynarodowej.
Ale przed rządem Donalda Tuska i przed pozostałymi państwami UE stoi jeszcze wiele wyzwań, którym wszyscy będziemy musieli sprostać.
Jerzy Buzek
Premier RP w latach 1997-2001, obecnie przewodniczący Parlamentu Europejskiego
Premier przecenia PR
"Super Express": - Jak osobowość Donalda Tuska wpływa na formę i treść rządów jego gabinetu?
Włodzimierz Cimoszewicz: - Donald Tusk posiada sporą umiejętność przewodzenia swojej formacji politycznej i komunikowania się z opinią publiczną. Pewnym zaskoczeniem był dla mnie spokój, jaki umiał zachować w chwili wybuchu tzw. afery hazardowej. Potrafi być stanowczy, choć rzadko z tej umiejętności korzysta. Z drugiej strony, przesadnie traktuje PR-owskie skutki swoich zachowań. W jednych przypadkach to go paraliżuje, w innych skłania do poszukiwania dość taniego poklasku. Podsumowując: zręczny polityk, stawiający taktykę ponad strategię.
- Od exposé premiera minęły dwa lata...
- Pojawiające się w mediach podsumowania tego czasu są często brutalne. To niestety prawda, że znaczących i konkretnych dokonań jest niewiele, a w gruncie rzeczy - brak. Jednak nie powinniśmy lekceważyć tego, że w przeciwieństwie do okresu rządów PiS większość z nas nie czuje się trzy razy dziennie zirytowana kolejnymi wyczynami ludzi nierozumiejących zasad prawa, demokracji, gospodarki.
- Było wiele obietnic...
- Najpoważniejszy, choć rzadko dostrzegany problem: zaniechania. Trudno jednoznacznie ocenić, skąd się biorą puste szuflady czy ucieczka od spraw trudnych? Jest wiele spraw doraźnych i jednocześnie ważnych, których rząd nie podejmuje. Przykładem może być niezbędna reforma finansów publicznych. Dzisiaj oczywiście trudno o nią ze względu na kryzys, ale wcześniej, w okresie prosperity, też niczego nie robiono. Choć trzeba dodać: podobnie jak za poprzedniego rządu.
Ale są też kwestie, które rozstrzygną o losie naszego społeczeństwa za dziesięciolecia, a zająć się nimi trzeba już dzisiaj. To przede wszystkim unowocześnianie państwa, gospodarki, edukacji. Więcej czasu poświęca się zamierającym starym branżom przemysłu, niż przyspieszeniu poszerzania sektora najbardziej nowoczesnego, w którym znajdą zatrudnienie coraz lepiej wykształceni obywatele RP. Cena takich zaniechań może być w przyszłości dramatycznie wysoka.
- Jak premier i jego ludzie sprawdzili się na arenie międzynarodowej?
- Lepiej niż poprzednicy. Za rządów panów Kaczyńskich świat kiwał głową z politowaniem i rozbawieniem. To była tragikomiczna farsa. Teraz jest lepiej, Polska jest traktowana na ogół przyjaźnie i z sympatią, choć swojego obiektywnego potencjału nie przeskoczymy.
- Czy na arenie międzynarodowej rząd umiejętnie gra tym ograniczonym potencjałem? I jak to się przekłada na prestiż naszego kraju? Swoje pytanie motywuję ostatnią podróżą ministra Sikorskiego do Waszyngtonu, gdzie czekał na rozmowę z Hillary Clinton i... nie doczekał się.
- Coś tu jest na rzeczy. Choć w tym przypadku spora doza odpowiedzialności spada na nową administrację w Waszyngtonie, która, ku mojemu zaskoczeniu, wykazuje się ignorancją i gruboskórnością w stosunkach z Polską. Może jednak ostatnia decyzja Kongresu o obywatelstwie dla Kazimierza Pułaskiego jest małą łyżeczką miodu. Mówiąc serio: z jednej strony dążenie do prawidłowego traktowania nas to niekończące się zabiegi, z drugiej, osiągalibyśmy znacznie więcej, gdyby na szczytach władzy w Polsce dominowało porozumienie. Wszyscy przecież znamy zawstydzający stan stosunków między rządem i prezydentem - stan, który ani nie podnosi prestiżu Polski, ani nie zachęca partnerów do oczekiwanego przez nas traktowania.
- Pańska ocena stanowiska naszego kraju w sprawie tarczy antyrakietowej?
- Była to naiwna próba ingerowania w wewnętrzną polityką USA - z góry skazana na porażkę. Politycznie zapłaciliśmy dużo, efekty są wątpliwe.
- Gazociąg Północny?
- Nasz sprzeciw to zupełne fiasko. Zabrakło siły. Teraz nie powinniśmy stać się zakładnikiem swojej porażki. Trzeba się przyłączyć do tego projektu i w ten sposób stępić jego potencjalnie antypolskie wykorzystanie.
- Stocznie?
- Oczywistą kompromitacją był sposób prowadzenia negocjacji z tajemniczymi Katarczykami. Amatorszczyzna, jakiej świat nie zna. Jednak wolałbym, żeby znaleziono inwestorów dla branży elektronicznej, robotyki czy biotechnologii niż dla przemysłu stoczniowego, chronicznie niezdolnego do konkurencji na normalnych zasadach, a więc bez kosztownej kroplówki z naszych wspólnych pieniędzy.
Włodzimierz Cimoszewicz
Premier RP w latach 1996-1997
Propaganda sukcesu Tuska przypomina mi późny PRL
"Super Express": - Jak pan ocenia dwuletnie rządy koalicji PO-PSL?
Prof. Jacek Raciborski: - Koalicja radykalnie zmieniła atmosferę polityczną w kraju po okresie rządów PiS. Wprowadziła względną stabilność rządzenia. Wykazuje nieco więcej troski o przestrzeganie zasad państwa prawa, chociaż nadal nie jest z tym dobrze. Nie urządza jednak takich happeningów jak ten z dr. Garlickim czy aferą gruntową. Nie ma też publicznych kłótni w koalicji. Obecny rząd schłodził emocje społeczne i ludzie to doceniają. Chcą spokojnie żyć - również bez zagrożeń ze strony nieobliczalnego państwa.
- Czyli same plusy?
- Niepokoi widowiskowość władzy. Najpierw rzuca się hasło koniecznych dla długofalowej pomyślności państwa reform, a potem zamiata się je pod dywan. Wygląda to na świadomą strategię, bo koalicja zbyt często usprawiedliwia swoją bezczynność wetem prezydenta wspieranym przez opozycję. W rzeczywistości PO obawia się reakcji społeczeństwa - reformy zagrażają licznym interesom. Ich podjęcie groziłoby spadkiem popularności. Gdzie są zapowiadane wielkie zmiany w służbie zdrowia? A szpitale znów przekroczyły limity, zadłużają się i nie widać nadziei na lepsze. Podobnie z naprawą systemu emerytalnego, która musi polegać na znoszeniu wszelkich przywilejów i wydłużaniu czasu pracy. Obie kwestie - bardzo waż-ne dla ludzi i finansów państwa - pojawiły się nagle i tak samo szybko zniknęły z debaty publicznej.
To poważny zarzut
Poza małym zespołem ministra Boniego nie stworzono ośrodka myślenia strategicznego, który planowałby zmiany na dłuższą metę. Wyliczenia i analizy, na których wspiera się rząd, są przeważnie wycinkowe, doraźne i amatorskie. Utrwala się tradycja rządów nieprofesjonalnych. Dlatego warto wrócić do idei niezależnego od rządu i ponadpartyjnego Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, która pojawiła za rządów Marka Belki.
- Jednak nawet sceptyczny wobec rządu prof. Andrzej Zybertowicz docenił go na naszych łamach za taktykę walki z kryzysem: zapobieganie panice.
- Istotnie, reakcja była trafna. W czasach kryzysu ujawnia się prymat psychologii nad ekonomią - panika zawsze rodzi się w głowach ludzi - i najważniejsze jest umiejętne zarządzanie nastrojami społecznymi. Rząd wyczuł to zagrożenie samospełniających się przepowiedni. Propaganda sukcesu może się okazać dobrą strategią, jednak koalicja prowadzi politykę ekonomiczną głównie w sferze werbalnej, a przecież czas zapewnień i dodawania otuchy kiedyś się skończy. Bezrobocie nadal rośnie, mamy olbrzymi deficyt, który zbliża się do konstytucyjnej granicy, a rozwiązań nie widać.
- A w polityce zagranicznej?
- Nasi politycy dość umiejętnie poruszają się w UE, co ma podstawowe znaczenie dla przyszłych korzyści z naszego członkostwa, ale też kryje się za tym inna wizja Europy, niż ta lansowana przez PiS i prezydenta. PO dopuszcza znacznie głębszą integrację.
- Jakim politykiem jest Donald Tusk po dwóch latach przewodzenia koalicji PO-PSL?
- To polityk sprawny. Brakuje mu jednak dalekosiężnej wizji kraju. Potrafi wpływać na serca, umysły i emocje, ale w naprawie fundamentów instytucjonalnych państwa sukcesów nie widać. Tusk nadmiernie goni za wizerunkiem i sukcesem. Nie jest politykiem transformującym kraj. To konserwatysta w najprostszym sensie tego słowa - dąży do zachowania status quo i jest dość przewidywalny. Sprawnie zarządza opinią publiczną, wykorzystując bardzo nikłe w Polsce zainteresowanie polityką i apatię społeczeństwa. Ten sposób rządzenia jeszcze umacnia depolityzację mas.
Prof. Jacek Raciborski
Socjolog polityki z Uniwersytetu Warszawskiego