- Żaden z polskich żołnierzy w Iraku nie ucierpiał po atakach rakietowych. Jesteśmy w stałym kontakcie z dowódcą Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku – poinformował wczoraj szef MON, Mariusz Błaszczak (51 l.).
Obecnie w Iraku przebywa około 260 naszych żołnierzy i pracowników wojska. W samej zaś ostrzelanej we wtorek bazie w Al Asad stacjonuje prawie 100 Polaków, a w Irbil na północy kraju przebywa kilku przedstawicieli naszej armii. - Jesteśmy tam w ramach koalicji, która walczy z ISIS (Państwo Islamskie) i w ramach misji szkoleniowej – podał gen. dyw. Tomasz Piotrowski (52 l.), Dowódca Operacyjny RSZ. Jak dodawał, w tej chwili nie jest rozważana ewakuacja polskich wojsk.
- Nasi żołnierze przebywają w rejonach konfliktu nie pierwszy raz, mają pojęcie o zagrożeniu. Taki to jest zawód. Warto uspokoić – polscy żołnierze są przygotowani, a bazy mają odpowiednią infrastrukturę, która pozwala się chronić. Oni wiedzą jak się w trudnych sytuacjach zachowywać, uczą też tego miejscową ludność. Nasz żołnierz z podkulonym ogonem nie będzie się wycofywał. Zawsze wszystkie misje doprowadzaliśmy do końca – komentuje „Super Expressowi” gen. Roman Polko (58 l.), były dowódca elitarnej jednostki GROM, który przed laty sam brał udział w misji stabilizacyjnej w Iraku.
Wtóruje mu st. chor. szt. Tomasz Kloc, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju. - Żołnierze są przeszkoleni na wypadek nalotu. O wiele łatwiej jest im reagować w sytuacji, gdy atak jest wykryty i w pewnym stopniu przewidziany. Tak się dzieje, gdy pociski lecą z większej odległości i potrzebują na to dłuższego czasu. Tak jak to miało miejsce wtorkowej nocy – mówi w rozmowie z nami.