"Super Express": - W trakcie obrad Okrągłego Stołu był pan członkiem podgrupy do spraw mediów. Co strona solidarnościowa chciała osiągnąć w tej dziedzinie?
Prof. Marcin Król: - W zasadzie mówiliśmy tylko o przyszłości "Tygodnika Solidarność". Ponieważ strona rządowa bardzo szybko zgodziła się na wydawanie tej gazety, pomyśleliśmy również o dzienniku. Reakcja władzy była niechętna, ale bardzo pomocny okazał się Aleksander Kwaśniewski, wówczas uczestnik obrad po stronie rządowej. Uzyskaliśmy pozwolenie i tak powstała "Gazeta Wyborcza", która z czasem zdominowała rynek prasowy i narzuciła innym swój styl.
- Jak przysłużyło się naszemu dziennikarstwu niekwestionowane przywództwo jednej centrolewicowej gazety?
- Wygrywa zawsze zaradniejszy i szybszy, przede wszystkim w zdobywaniu kapitału. Zresztą "Wyborcza" miała duży nakład, bo tylu ludzi chciało ją czytać. Jej dominacja w latach 90. w dużym stopniu utrudniła działalność innym gazetom, ale nie uniemożliwiła jej. Jedynym dziennikiem, który stanowił realną konkurencję wobec "Wyborczej", była "Rzeczpospolita" za czasów Dariusza Fikusa. Miał on znakomity pomysł na tę gazetę i to on ją stworzył w miejsce beznadziejnej i nudnej gazety państwowej. Jednak w odróżnieniu od "Wyborczej", która uległa niewielkiej ewolucji, "Rzeczpospolita" zmieniała orientację i później było z tą gazetą różnie.
- Dlaczego przez dwadzieścia lat nie znalazła dla siebie stabilnego miejsca na rynku prasowym żadna gazeta prawicowa?
- To tym bardziej dziwne, bo żyjemy w kraju katolickim i konserwatywnym. Być może wynika to stąd, że Kościół niepotrzebnie wspierał ponad miarę niektóre - kiepskie zresztą - publikacje katolickie. Nie przysłużył się też powstaniu gazety centroprawicowej radykalizm "Naszego Dziennika" czy propisowski okres "Dziennika". Mamy wiele silnie prawicowych kwartalników, jak "Arcana" czy "Fronda", które zawłaszczyły pojęcie prawicowości i również uniemożliwiły powstanie takiego dziennika. Z kolei prawicowe tygodniki, "Gazeta Polska", "Najwyższy Czas", nie odgrywają dziś dużej roli. Istotne również jest to, że środowiska medialno-intelektualne są dużo mniej prawicowe niż ogół wyborców.
- Popyt na dzienniki prawicowe nie przełożył się na ich podaż?
- W pewnym sensie tak. Dziś "Dziennik" pokrywa potrzeby prawno-biznesowe ludzi, ale nie przekłada się to na linię polityczną gazety. Sukces "Rzeczpospolitej" za czasów Fikusa nie polegał na doskonałym dodatku "Plus Minus", tylko na tzw. zielono-żółtych stronach dla fachowców.
- Co należy do głównych zadań dziennikarza?
- Jeśli chodzi o wymiar polityczny, powtórzyłbym za innymi teoretykami demokracji: media, a w szczególności prasa, mają pomóc obywatelom w kształtowaniu poglądów i dokonywaniu sensownych wyborów. Media wywiązują się z tego zadania bardzo słabo, gorzej niż w wielu krajach Zachodu. Powinny oferować jak najwięcej pogłębionej i skomentowanej informacji. Tymczasem drażni mnie doraźność przy opisywaniu rzeczywistości. Podam bliski mi przykład z dziedziny szkolnictwa wyższego i nauki. Co jakiś czas wybucha skandal z powodu tego, czy studenci mają płacić za drugi kierunek. Wszystkie gazety rozpisują się o tym przez dwa dni, a potem na długo porzucają ten temat. Tymczasem szkolnictwo wyższe w Polsce ma naprawdę dramatyczne problemy, o których ludzie nic nie wiedzą. Gazety powinny cały czas pogłębiać naszą wiedzę na rozmaite tematy, a nie tylko wtedy, gdy temat jest gorący. Inną bolączką polskich mediów - tak prasy, jak i telewizji - jest tabloidyzacja na poziomie treści, czyli spowszednienie przekazu i konkurencja w reagowaniu głównie na sprawy bieżące.
Marcin Król
Filozof, historyk idei, publicysta, w 1978 r. założyciel i redaktor naczelny opozycyjnego pisma "Res Publica", współpracownik "Tygodnika Powszechnego"