Jaką cenę zapłacimy za Polski Ład?
Rząd chwali się, że fundamentalne zmiany, jakie zamierza wprowadzić za pomocą Polskiego Ładu, sprawią, że w kieszeniach Polaków zostanie ponad 16,5 mld zł. Zamiast do budżetu te pieniądze trafią do 18 mln obywateli. A wszystko dzięki zmianom podatkowym, zwłaszcza wprowadzeniu bardzo hojnej kwoty wolnej od podatku. Czy na tym przypływie dobroci rządzących zwykły człowiek może stracić? I owszem.
Zwolennicy obniżania podatków lubią podkreślać, że dzięki obniżaniu danin ludzie mają więcej pieniędzy i mogą je wydać na cokolwiek chcą. Zapominają jednak dodać, że mniej pieniędzy w budżecie, to mniej pieniędzy na to, by państwo wywiązywało się ze swoich zobowiązań wobec obywateli. To gorsza opieka medyczna, gorsza edukacja, gorszy transport publiczny. Kiedy usługi publiczne szwankują, wszyscy zaczynamy szukać pomocy w sektorze prywatnym. Od lat Polska należy na przykład do czołówki państw, w których obywatele do leczenia dokładają najwięcej prywatnych pieniędzy. Pieniądze, które zaoszczędzimy więc na obniżaniu podatków, wydamy – i to z nawiązką – choćby na nasze zdrowie.
Spadek dochodów do budżetu i obniżenie jakości usług publicznych najbardziej dotyka najbiedniejszych, którzy mają ogromny problem, by pozwolić sobie na dodatkowe pieniądze na prywatną służbę zdrowia czy korepetycje dla swoich dzieci. Choć system podatkowy w Polsce to właśnie na ich barkach niesie całe państwo. To mniej majętni Polacy utrzymują państwo. Zmiany podatkowe wprowadzone przez PiS tylko ten proces wzmocnią.
PiS obniża bowiem podatki w najgłupszy z punktu widzenia obywateli i państwa sposób – czyli wszystkim, niezależnie od zarobków. Tak było z obniżeniem podstawowej stawki PIT, tak teraz będzie ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatku. Mniej majętnym, owszem, powinno się podatki obniżać, ale jednocześnie każde dobrze zorganizowane państwo szuka dodatkowych zysków do budżetu w kieszeniach tych lepiej zarabiających. Nazywa się to progresją podatkową i świetnie sprawdza się w krajach, które stawiamy sobie za wzór do naśladowania. Najlepszą służbę zdrowia czy edukację mają właśnie te kraje, w których bogaci płacą wyższe podatki. PiS idzie w stronę raczej krajów trzeciego świata, gdzie się bogatych nie tyka, niż nowoczesnych państw Zachodu, gdzie dokładają się bardziej do budowy wspólnego i bardziej sprawiedliwego społeczeństwa. U nas podatki utrzymują prawo dżungli – wygrywa silniejszy. I pomysły podatkowe PiS tylko to pogłębią.