„Super Express”: – Razem z Moniką Maniewską, Jędrzejem Uszyńskim i Bartłomiejem Zygmuntem opracowaliście państwo wydaną przez Instytut Pileckiego listę Ładosia. Czym on jest?
Dr Jakub Kumoch: – Lista Ładosia to próba odtworzenia nazwisk wszystkich Żydów, którym w czasie Zagłady wystawiono tzw. paszporty Ładosia. Są to fałszywe dokumenty Paragwaju, Hondurasu, Haiti i Peru, które miały chronić ich przed wywózkami. Ludzie ci traktowani byli bowiem jak cudzoziemcy. Dokumenty te stworzone zostały przez grupę Ładosia, 6-osobowy zespół polskich dyplomatów i żydowskich działaczy z Polski, który działał w neutralnej Szwajcarii i który korzystał z pomocy polskiego rządu na uchodźstwie, żydowskich organizacji, struktur ruchu oporu i setek ludzi dobrej woli. Numery seryjne znalezionych paszportów wskazują, że grupa Ładosia próbowała ocalić od Zagłady do 10 tys. Żydów. Odtworzyliśmy nazwiska jednej trzeciej, a obecnie szukamy brakujących 5–7 tys. nazwisk.
– W jakim celu została stworzona?
– Prace miały dwa cele: badawczy i upamiętniający. Chcieliśmy stwierdzić, ile osób mogła uratować grupa Ładosia, i stwierdziliśmy, że mowa o ok. 2–3 tys. ludzi, którzy przeżyli Zagładę, będąc w posiadaniu paszportów Ładosia. Poza tym wychodziliśmy z założenia, że potomkowie ofiar i ocalonych mają prawo wiedzieć, co stało się z ich bliskimi. Fakt, że ktoś ich próbował ratować, dla wielu rodzin jest bardzo ważny. Dla żyjących była to ostatnia szansa dowiedzenia się prawdy o swoim ocaleniu.
– Czy przy tworzeniu listy wyszły na jaw informacje, które nie były znane przed jej kompilacją?
– Niespodziewanym, wręcz otwierającym oczy odkryciem jest fakt, że większość ocalonych to nie są polscy Żydzi, tylko przedwojenni żydowscy obywatele Niemiec i Holandii. W Polsce paszporty Ładosia znacznie zwiększały szansę na przeżycie, ale nadal była ona stosunkowo mała, wśród Niemców i Holendrów przeżyła większość posiadaczy paszportów Ładosia. Nasz ambasador z czasów wojny powinien mieć ulice i pomniki w Niemczech i Holandii.
– Jak wyglądały kulisy tej pomocy?
– Podstawą wszystkiego, co stało się w Bernie, jest postawa Aleksandra Ładosia. To on był posłem, czy też ambasadorem, i do niego należała decyzja. Bez niej polscy dyplomaci nie byliby w stanie zrobić nic, a żydowskich działaczy by aresztowano. Dwoje z nich bardzo wyraźnie napisało po wojnie, że bez Ładosia nie uratowałby się nikt. Z kolei Ładoś byłby nieskuteczny, gdyby nie miał znakomitych ludzi.
– Kto mu pomagał?
– Do takich zaliczamy dwóch wielkich żydowskich „księgowych” tej operacji, Chaima Eissa i Abrahama Silberscheina, którzy ściągali fundusze na ratowanie, sporządzali listy nazwisk i przemycali paszporty, ale także polskich dyplomatów: słynnego fałszerza z Berna – Konstantego Rokickiego, zastępcę Ładosia – Stefana Ryniewicza, który wraz z Rokickim stworzył schemat, wtajemniczył weń Silberscheina, a potem dzięki swoim umiejętnościom dyplomatycznym wyciągnął go z rąk szwajcarskiej policji, oraz Juliusza Kühla, polskiego dyplomatę, Żyda, który rozbudował sieć polsko-żydowskich kontaktów w Bernie, wręczał łapówki i przenosił paszporty.
– Dlaczego ludzie decydowali się, aby pomagać tym, którzy byli zagrożeni Holokaustem? Z jakimi konsekwencjami się to wiązało? Mając na uwadze specyfikę dyplomacji.
– Mając wybór między byciem dyplomatą i byciem człowiekiem, Ładoś postanowił być człowiekiem. Znaczna część ówczesnych ambasadorów innych państw akredytowanych w Bernie wolała być tylko dyplomatami i dla ratowania ludzi nie zrobiła nic. Jemu samemu i jego ludziom za fałszowanie dokumentów groziło uznanie za persona non grata i wydalenie ze Szwajcarii. Po drugiej stronie granicy byli wyłącznie Niemcy i ich sojusznicy lub kolaboranci. Groziła im śmierć.
– Kim dla Pana jest Ładoś?
– Jednym z najbardziej zapomnianych, a jednocześnie najwybitniejszych, choć kontrowersyjnych, przedstawicieli polskiej dyplomacji lat 20., 30. i 40. Jest postacią, która z pewnością zasługuje na upamiętnienie, na ulice, place i instytucje swojego imienia. Niezależnie od swoich poglądów na inne sprawy.
– Dlaczego tak mało mówi się o „paszportach życia”?
– O paszportach życia czy paszportach Ładosia mówi się coraz więcej i bardzo dużo mówią o nich sami ocaleni. Wierzymy, że sprawa wejdzie na trwałe do podręczników historii.
– 24–45 proc. Żydów, posiadających sfałszowane dokumenty z Paragwaju, Hondurasu, Haiti czy Peru, przeżyło Holokaust. Udało się poznać którąś z żyjących osób? Jakie były jej relacje?
– Znamy i przyjaźnimy się z dziesiątkami ocalonych i ich rodzin. Wśród nich są bardzo różni ludzie. Są Żydzi z Holandii, potomek niemieckich rabinów, a także cała rzesza ludzi z Sosnowca i Będzina. Jest też rodzina, której przodek przemycił paszport Ładosia do obozu w Auschwitz i przechował go tam przez całą wojnę. W ostatnich miesiącach w Holandii wyszła książka o jednym z ocalonych i jego późniejszym życiu w Izraelu, nasi żydowscy przyjaciele mówią też o tym na spotkaniach, opowiadają dziennikarzom, wiem, że na temat indywidualnych historii powstaje książka. Zajmuje się tym amerykańska pisarka Heidi Fishman.
– Czy ludzie, którym pomagali polscy dyplomaci, wiedzieli o nich?
– Do 2017 r. ocaleni nie wiedzieli, że sprawcą ich ratunku jest Ładoś i jego dyplomaci. Powstawanie paszportów życia przypisywali wyłącznie żydowskim organizacjom w Genewie i Zurychu. Wszystko zmieniło odkrycie, że prawie wszystkie dokumenty Paragwaju (a to ok. połowy paszportów Ładosia) są polskimi fałszywkami, a ich autorem jest polski wicekonsul Konstanty Rokicki.
Rozmawiał Sandra Skibniewska
Pełna lista Ładosia dostępna jest na stronach Instytutu Pileckiego. Można ją przeczytać TUTAJ
Polski ambasador, który ratował Żydów. "Ładoś zasługuje na ulice w Niemczech i Holandii"
2020-01-13
6:25
Ambasador RP w Szwajcarii, Jakub Kumoch, opowiada o swoim poprzedniku z czasów II wojny światowej, dzięki któremu udało się uratować nawet 3 tys. Żydów przed niemiecką polityką rasową. Kim był Aleksander Łodoś i jak wyglądała jego pomoc europejskim Żydom?