"Super Express": - Panie profesorze, przecież to skandal: obrabowano nas z przemysłu stoczniowego, doprowadzono do upadku nasz przemysł motoryzacyjny, polskie banki sprywatyzowano za świecidełka, a teraz w imię haseł ekologicznych dokonuje się zamachu na ostatnie, co mamy tanie - na tani prąd z węgla!
Prof. Andrzej Kraszewski: - Pocieszę pana, że to nie jest kwestia "spisku przeciwko Polsce". Węgry, Czechy, Łotwa czy Cypr również mają powody do niepokoju.
- W grupie jest raźniej? Wcale nie pocieszył mnie pan profesor. Poza tym niepokoi mnie logika naszych czasów, gdy bardziej się dba o drzewa niż o ludzi... Jakim celom służy polityka klimatyczna Unii Europejskiej?
- W dużym stopniu jest metodą wprowadzania pomysłu na unijną politykę gospodarczą. Używając retoryki klimatycznej, próbuje się realizować cele gospodarcze.
- Czyli jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze...
- Bogate kraje mają swoje technologie - wiatraki czy atom - które chcą promować i sprzedawać.
- I my z naszym węglem nie wpisujemy się w ten obrazek...
- Komisja Europejska słusznie uważa, że ochrona klimatu planety wymaga zdecydowanych działań. W nadchodzącym roku ma się ukazać piąty raport działającego pod egidą ONZ międzyrządowego panelu ds. zmian klimatu. Z przecieków wiadomo, że będą ujawnione nowe dowody na to, że klimat rzeczywiście chronić trzeba. A skuteczne działania na rzecz ochrony klimatu polegają przede wszystkim na ograniczaniu emisji dwutlenku węgla. Światu potrzebna jest nowa, niskoemisyjna gospodarka, którą czasami się nazywa zieloną gospodarką. Jednak koszt przejścia na nią jest ogromny i - co jest istotne dla Polski - nie jest taki sam dla poszczególnych gospodarek. Polska jest uzależniona od paliw kopalnych. Energia z tych źródeł pozostaje na razie najtańsza i to ma podstawowe znaczenie dla Polski i dla gospodarek rozwijających się.
- Jak by pan określił pozycję Polski?
- Zgadzamy się z trendem - z tym, że klimat należy chronić - ale nie zgadzamy się na tempo wprowadzania zmian. To, na co bez trudu mogą sobie pozwolić Francuzi czy Niemcy, dla polskiej gospodarki byłoby wyniszczające. Nie wytrzymamy takiego tempa.
- Ale dlaczego Bruksela forsuje aż tak restrykcyjny system ograniczania emisji oparty na handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla? Dobrze, dbajmy o klimat, ale przecież Majowie się pomylili i świat się jeszcze nie wali. Co szkodzi Francuzom czy Niemcom, aby inni pozyskiwali prąd dzięki spalaniu węgla?
- Na naszych oczach dokonuje się zmiana na gospodarczej mapie świata. Niekwestionowani liderzy - USA, bogate kraje Europy i Japonia - czują na plecach oddech gospodarek wschodzących: chińskiej, indyjskiej, brazylijskiej.
- Gonią Amerykanów, Europejczyków i Japończyków kopcąc węglem...
- Gonią i doganiają. Polityka klimatyczna jest częścią tego wyścigu. Europa nie ma ani bogatych złóż surowców energetycznych, ani taniej siły roboczej. Dlatego mądre jest, że chce oprzeć swój rozwój na innowacjach.
- Zapominając przy tym o solidarności. Płyniemy na jednym statku, ale drakońska "dieta energetyczna" sprawi, że to bogaci będą się bogacić, a kraje naszego regionu będą ponosić olbrzymie straty finansowe...
- Niestety ta teza jest uprawniona. Pod naciskiem najbogatszych państw Komisja Europejska chce zbudować system, w którym wyłożenie przez biznes ogromnych kwot na badania staje się koniecznością, bo daje perspektywę zwrotu zainwestowanego kapitału. Ale nadeszło spowolnienie gospodarcze i spowodowało nadpodaż jednostek uprawnień do emisji gazów cieplarnianych i ten sprytnie obmyślany mechanizm przestał być mechanizmem wspierania innowacyjności. Komisja Europejska, śrubując normy emisyjne lub wycofując z rynku część uprawnień, próbuje ten mechanizm naprawić...
- To jest sterowanie ręczne!
- No właśnie. A gospodarka tego nie lubi.
- Wróćmy do Polski...
- Od interesu europejskiego polski interes różni się jedynie w kwestii tempa wprowadzanych zmian. Podzielamy europejskie ambicje, ale uważamy, że to nie jest moment na śrubowanie norm emisyjnych. Musimy myśleć o gospodarce europejskiej jako całości.
- Dr Andrzej Sadowski na łamach "Super Expressu" powiedział kilka miesięcy temu, że przyjęcie obecnych założeń Brukseli w sprawie CO2 oznaczałoby, że Polski nie stać by było na obecność w Unii Europejskiej... Twierdzi, że nasi politycy powinni mieć świadomość wyboru: albo chcą rozwijać kraj, albo chcą być w Unii. Bo utrzymanie tych norm skazywałoby Polskę na stały niedorozwój.
- I z tego właśnie wynika weto, które zgłosiłem na posiedzeniu unijnych ministrów do spraw środowiska na trzy tygodnie przed objęciem przez Polskę prezydencji w Unii Europejskiej. Drugie weto zgłosił obecny minister środowiska po zakończeniu naszej prezydencji. Trzeba też wspomnieć o nieustępliwej postawie byłego wicepremiera Polski Waldemara Pawlaka.
- Tylko czy Europa nas wysłucha?
- Na szczęście polityka europejska w najważniejszych kwestiach nie opiera się na głosie większości, lecz na poszukiwaniu konsensusu. Dyskusje są napięte, ale pozycja Polski w Unii jest silna. Tłumaczyłem koleżankom i kolegom ministrom z bogatych państw Unii, że jeżeli obejmą nasz kraj wyśrubowanymi normami, to nad Wisłą pojawi się druga Grecja, tylko że z prawie czterokrotnie większą liczbą mieszkańców. Na to Europy nie stać.
Prof. nzw. dr hab. inż. Andrzej Kraszewski
Minister środowiska w pierwszym rządzie Donalda Tuska