"Super Express": - Rząd Tuska zdecydował, że Polska nie przystąpi do koalicji państw prowadzących interwencję w Libii.
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: - Moim zdaniem to błąd. Interwencja w Libii to czysta etycznie i prawnie sytuacja z silnym mandatem Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ten argument oczywiście nie wystarcza, ale ułatwia podjęcie decyzji. Ważniejsze jest nieustanne wykazywanie wiarygodności swoich sił zbrojnych i podnoszenie ich jakości. Polska kupiła za gigantyczne pieniądze samoloty F-16. To jedyny rodzaj uzbrojenia w naszym posiadaniu, który do tej misji by się nadawał. I właśnie ten rodzaj, którego nigdy nie sprawdziliśmy. To istotne nie tylko dla nas, ale także jako sygnał dla tych, którzy w przyszłości mogliby nam zagrażać. Istotny jest też prestiż polityczny i wzrost naszej pozycji w Europie i ONZ stosunkowo niewielkim kosztem. Kto wie, czy nie byłoby to cegiełką dającą nam większe szanse przy wyborach członków Rady Bezpieczeństwa ONZ?
- Polska nie jest jedynym krajem Unii, który zachował dystans...
- Zrobiły to też Niemcy, ale może to być odebrane jako rozbijanie jedności Unii. I Niemcom już jest to wypominane. Co ciekawe, kanclerz Merkel obrywa na razie bardziej od niemieckich mediów i opinii publicznej. Decyzję podjęła zapewne pod wpływem pierwszych sondaży. Kiedy ONZ pokazał bezdyskusyjność kwestii etycznej w tej sprawie, taka izolacja może być dla niej dotkliwa. W przypadku Iraku sytuacja nie była tak czysta. W przypadku Libii kopiowanie zachowań Rosji czy Chin może być odbierana źle. W przypadku Polski osłabi zaś możliwość sprawowania realnego zamiast formalnego przywództwa w Radzie Unii Europejskiej w czasie prezydencji. W polityce zagranicznej UE stosunki z krajami arabskimi, z 300 mln Arabów w sąsiedztwie Europy, wybijają się na pierwsze miejsce. Polska musi tu być aktywna, w przeciwnym razie wypadnie z aktywnej polityki europejskiej.
- W przypadkach trudniejszych, jak Irak czy Afganistan, polscy politycy poparli je niemal bez wahania. Teraz mamy łatwiejszy przypadek, w misję angażuje się nawet Belgia. I politycy niemal jednym głosem mówią: nie. Politykom chodzi o nadchodzące wybory czy zrazili się po dwóch poprzednich misjach?
- Raczej to ostatnie. To suma złych doświadczeń z późnych faz obu tych wojen robi swoje, przenosząc się na nowe konflikty. Niesłusznie, gdyż są tu wyraźne różnice. Nastroje wyborcze w kraju mogą zaś mylić, tak jak zmyliły kanclerz Merkel. Kierowanie się doraźnymi sondażami w dłuższym terminie prowadzi do osłabienia pozycji i utraty władzy.
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
Politolog, Uczelnia Vistula (d. WSEI)