"Super Express": - Dlaczego polska ekipa archeologiczna udaje się na miejsce katastrofy w Smoleńsku? Czy taka misja to konieczność?
Zbigniew Kubiatowski, Instytut Archeologii i Etnologii PAN: - W tym przypadku rola archeologów nie polega tylko na tym, żeby dokopać się do jakiegoś nowego znaleziska. Wszyscy wiemy, jakiego rodzaju przedmioty mogą tam zostać znalezione. Chodzi więc o metodykę prac. Prowadząc badania archeologiczne, posługujemy się specyficznymi metodami. Możemy je również z powodzeniem zastosować w Smoleńsku, choć szukać tu będziemy zupełnie czegoś innego.
- Na czym polega ta specyficzna metodyka?
- Archeolodzy przeprowadzą tam terenowe prace badawcze, w trakcie których zostanie przeszukany teren katastrofy. Z dokładnością do kilku centymetrów zaznaczone będą miejsca znalezienia każdego obiektu. W ten sposób powstanie mapa terenu z zaznaczonymi wszystkimi znaleziskami. Ich poszukiwanie będzie się odbywało na kilka sposobów, m.in. dzięki wykrywaczom metali, urządzeniom elektromagnetycznym itd.
- Jakie cele postawili sobie polscy badacze?
- Oczekuje się od nas odnalezienia wszystkich pozostałych rzeczy z miejsca katastrofy. Ma to wreszcie zastopować proceder zabierania rzeczy osobistych ofiar, a nawet części samolotu przez osoby postronne. Poza tym nasza praca ma się przysłużyć odpowiednim służbom badającym przyczyny katastrofy. Wspomniana już mapa terenu pozwoli np. zbadać rozrzut szczątków samolotu. Mamy zebrać i przekazać dane w ręce odpowiednich służb.
- Dlaczego Rosjanie tak długo zwlekają z wydaniem pozwolenia na prace archeologów? Kiedy ekipa wreszcie wyruszy?
- Tego nie wiem. W tej chwili czekamy, aż Kancelaria Premiera wyda nam pozwolenie na wyjazd i określi jego termin. Procedura uzyskania pozwolenia na badania odbywa się poza instytutem.