Paweł Lisicki

i

Autor: archiwum se.pl

Paweł Lisicki: Politycy stali się bardziej cyniczni

2012-07-23 4:00

Czym była afera Rywina i jak zmieniła polską politykę? Debatę "Super Expressu" otwiera Paweł Lisicki

"Super Express": - 10 lat temu, 22 lipca 2002 r., Lew Rywin odwiedził Adama Michnika, dając początek tzw. aferze Rywina. Jak na ironię rocznica ta zbiega się z wybuchem afery taśmowej. Jest tu jakaś analogia?

Paweł Lisicki: - Podobny jest mechanizm korupcyjny - część polityków traktuje pieniądze publiczne jak prywatne i wykorzystuje swoją pozycję w instytucjach publicznych do robienia interesów. Różnica polega zaś na innej skali obu afer i umiejscowieniu głównych bohaterów. W aferze Rywina chodziło o potencjalny udział premiera, układu rządzącego i znanego producenta filmowego. Większe było zagrożenie dla państwa - kupowanie ustawy to coś innego niż załatwianie stanowisk w podległych sobie urzędach.

- To największa afera III RP?

- Myślę, że tak. Taśmy PSL jak na razie doprowadziły do dwóch dymisji. Afera Rywina zmiotła z kolei z powierzchni ziemi rządzący SLD i dała początek ruchowi odnowicielskiemu głoszonemu przez opozycyjne wówczas PiS i PO. Dokonała pokojowego przewrotu w polskim myśleniu o polityce i wywołała pragnienie oczyszczenia państwa na wielką skalę.

- Nie na długo. Dziś idea IV RP budzi raczej uśmiech politowania. Szybko zatraciliśmy poczucie reformy państwa.

- Bo w 2005 r. nie doszło do koalicji PO-PiS. Na początku obie partie chciały większej przejrzystości państwa i walki z korupcją. Potem PiS, idąc do władzy z LPR i Samoobroną, uczyniło swoje zapędy reformatorskie wątpliwymi. Z kolei dla Platformy racją bytu stała się walka z PiS, a dziś jest po prostu partią władzy.

- Afera Rywina uodporniła polityków na pokusy korupcyjne?

- Afera hazardowa pokazała, że nie. Uderzające w niej było to, że ważny polityk, szef klubu PO, rozmawiał z pospolitym biznesmenem jakby był jego podwładnym. Przymilając się, obiecywał mu załatwienie rozmaitych rzeczy. Słuchając tych rozmów, można było odnieść wrażenie, że złe mechanizmy ujawnione przez aferę Rywina wciąż działają.

- Jedna afera gruntownie przeorała scenę polityczną, a druga nie. Dlaczego?

- Jak dowiodła afera hazardowa, nasza klasa polityczna po aferze Rywina dojrzała i stała się bardziej... cyniczna. Dawniej politycy nie wypierali się pewnych oczywistych faktów, nie nadawali im innego znaczenia. Wystarczy porównać działanie obu komisji śledczych. Donald Tusk nie był tak naiwny jak Leszek Miller i wiedział, że nie może pozwolić na niezależną komisję. Tak ją więc skonstruował i kontrolował, że musiała się ośmieszyć. Rola Mirosława Sekuły sprowadzała się do tego, by utrącać niewygodne pytania opozycji. Tomasz Nałęcz dążył do wyjaśnienia afery, nie był instrumentem w rękach premiera i budował samodzielną pozycję.

- Co się stało z głównymi bohaterami "Rywingate"?

- Na aferze wypłynęły dwie osoby, które odegrały potem bardzo ważną polityczną rolę: Jan Maria Rokita i Zbigniew Ziobro. Dziś pierwszego w ogóle w polityce nie ma, a drugi, będąc szefem Solidarnej Polski, tylko udaje, że w niej jest. Afera pokazała też zażyłe stosunki Adama Michnika z ludźmi władzy, co zachwiało poczuciem, że jego gazeta to całkowicie niezależny i patrzący na ręce władzy podmiot. Miller - zdawałoby się polityczny trup - rządzi SLD, a Czarzasty jest jednym z rozgrywających.

- Czy afera ta miała w ogóle jakiś pozytywny efekt?

- Opinia publiczna zareagowała na nią tak jak trzeba - oburzeniem. Przekazała władzę partiom niewywodzącym się ze starego układu, z nadzieją na ich koalicję. Nie mogła podejrzewać, że tak naprawdę głosuje na śmiertelnych wrogów.

PAWEŁ LISICKI

Redaktor naczelny "Uważam Rze"

Nasi Partnerzy polecają