Tak jak robili to w roku powodzi tysiąclecia, czyli w 1997, a potem jeszcze kilkakrotnie.
Bo tamte rejony powodzie nawiedzają regularnie. Powodów powodzi nie da się uniknąć. Ale skutków można. Jest tylko jeden problem. Ludziom, którzy mieszkają na tych zagrożonych terenach, nikt nie chce pomóc.
Bo mówiąc: Tym ludziom musimy pomóc, powinniśmy mieć świadomość, że ta pomoc musi być ciągła. Że nawet w czasie, kiedy nas woda nie zalewa, musimy budować zabezpieczenia – wały, zbiorniki retencyjne i całą strukturę, która pozwoli i powodzi, i jej skutków uniknąć.
Ale od 1997 roku wszystkie rządy, wszystkich opcji lekceważyły ten rodzaj działania. Codziennej pracy na rzecz powodzian. Łatwiej jest przyjechać w trakcie kataklizmu, zapytać, czy rolnicy się ubezpieczyli, albo nie zapytać i od razu obiecać doraźną pomoc, zasiłek. A potem najlepiej wyjechać i zapomnieć. Do następnej powodzi.
Ach, politycy...