Policyjna łapanka na kierowców
Pamiętają państwo taki peerelowski dowcip? Przychodzi do stołu kelner i pyta: „Kto tutaj zamawiał czystą szklankę?”. Wyjaśniam młodszym czytelnikom: czyste naczynia nie były w peerelowskiej gastronomii standardem, choć być powinny.
Przypomniałem sobie ten gorzki w gruncie rzeczy żart, kiedy przeczytałem o tym, jak to policja w najbliższych dniach dobierze się nam do skóry za sprawą akcji o złowrogim kryptonimie „NURD”. To skrót od „niechronieni uczestnicy ruchu drogowego”. Będą patrole, radary, wideorejestratory, kamery, a nawet drony. Prawdziwa obława. I oczywiście całkowitym przypadkiem akurat kilkanaście dni temu weszło w życie kolejne drakońskie zaostrzenie przepisów, które pozwoli wyciągnąć ludziom z kieszeni jeszcze większe pieniądze, żeby wspomóc kulejący budżet. Oczywiście to najczystszy zbieg okoliczności, nie ma tu żadnego związku, proszę się rozejść i nie robić sensacji.
Ilekroć słyszę o policyjnej akcji takiej czy śmakiej, zastanawia mnie, dlaczego nikt nie zadaje prostego pytania: czy specjalne akcje są potrzebne, żeby policja zaczęła odpowiednio wypełniać swoje obowiązki? Czy jeśli w ramach akcji NURD drogówka ma się szczególnie opiekować pieszymi, to znaczy, że na co dzień się nimi nie przejmuje? Przecież to jakiś głęboko peerelowski w duchu absurd, tak samo jak z czystą szklanką dostarczaną na wyraźne życzenie konsumenta, a nie standardowo. Drogówka powinna działać tak samo przez cały czas, a nie bawić się w jakieś akcje.
Ale jest tu kolejny smaczek. Otóż okazuje się, że od początku tego roku na przejściach dla pieszych doszło do większej liczby wypadków niż w tym samym okresie rok temu. Zginęło też więcej osób, mniej jedynie zostało rannych. Nietrudno zgadnąć, z czego to wynika – to efekt wprowadzenia rzekomo lepszych, bardziej „europejskich” przepisów o pierwszeństwie pieszych. Stało się dokładnie to, co przewidywałem: piesi nabrali przekonania, że są nieśmiertelni, bo chroni ich artykuł kodeksu drogowego, w związku z czym zaczęli wkraczać na przejścia na chama. Ba, niektórzy z nich byli zapewne przekonani, że mają pierwszeństwo nawet tylko zbliżając się do pasów, co jest nieprawdą, ale tak to przedstawiały media. Dziś leżą na cmentarzu.
Sceptycy ostrzegali, że dokładnie tak się stanie: wzrośnie, a nie spadnie liczba wypadków. Oczywiście nikt na te ostrzeżenia nie zwracał uwagi, bo przecież musimy się „cywilizować”. No to teraz w ramach cywilizowania dostajemy policyjną łapankę. Która oczywiście także nic nie da. Poza kolejnymi milionami w budżecie, które potem władza będzie mogła wydać na zasypywanie popełnionych przez samą siebie błędów w całkiem innych dziedzinach niż ruch drogowy.